Byłem zaskoczony tym, że Mikleo tutaj jest i strasznie w to niedowierzałem. Tak samo jak przy Luckym sądziłem, że to tylko jakaś mara wynikająca z mojej gorączki. Znaczy się, gdyby tak spojrzeć na to ludzkim okiem, to wcale nie miałem gorączki tylko jej przeciwieństwo, byłem wyziębiony i to chyba tak maksymalnie, jak tylko można było. Ale dla aniołów ognia to coś takiego było właśnie jak gorączka. Chyba. A może i nie? Nie wiem, trochę trudno mi się myśli, jedyne, co miałem w głowie to to, że strasznie mi zimno. I nadal nie wierzyłem w to, że Miki przede mną stał. Dlatego wyciągnąłem dłoń w jego stronę, by go dotknąć, i faktycznie, stał przede mną, cieplutki i jak najbardziej prawdziwy.
- Czyli naprawdę nie chcesz, bym zniknął z twojego życia? – spytałem z niedowierzaniem. Chyba to jeszcze do mnie nie dotarło, tak samo jak to, że Miki mnie odnalazł.
- Oczywiście, że nie, nie wiem, skąd ci się to wzięło – odpowiedział, pomagając mi wstać, i przerzucił moją rękę przez swoje ramię, znacznie mi tym samym pomagając w poruszaniu się. Gdyby nie to, że mnie tak wspomaga, to pewnie bym się w ogóle nie ruszył.
- Bo się do mnie nie przytulasz, nie odzywasz, ignorujesz... wyglądało to tak, jakbyś mnie już nie chciał – mówiłem, ledwo utrzymując kontakt ze światem.
- Na ten temat pogadamy wtedy, kiedy wrócimy do domu – urwał ten temat, z czego nawet się ucieszyłem. Nie miałem za bardzo siły na rozmowę, a co dopiero na chodzenie... no ale jednak robiłem krok za krokiem, chociaż gdyby nie Miki, to w ogóle bym tego nie robił, tylko siedziałbym na tej ziemi. W sumie, coś mi się tak wyje, że gdyby Miki mnie teraz nie znalazł, to byłby najpewniej mój koniec, którego tak szczerze odrobinkę oczekiwałem będąc przekonany, że mnie nie chce w swoim życiu. Ale jednak okazało się, że mnie chce. Więc czemu zachowywał się tak, jakby mnie nie chciał? Tego nie potrafiłem zrozumieć.
Szczerze, to nie za bardzo pamiętałem tej podróży, ponieważ co chwila niby to traciłem i odzyskiwałem przytomność. Na noc Miki zdecydował się zatrzymać w jakiejś jaskini, a przynajmniej na to wyglądało, ponieważ nagle leżałem na twardej ziemi, a Miki próbował chyba rozpalić ognisko. Pomógłbym mu, ale czułem, że jestem za zimny, by jakikolwiek ogień z siebie wykrzesać. Po kilku strasznie długich i pełnych chłodu minutach w końcu udało mu się ten ogień rozpalić. Miki to chyba jakimś czarodziejem musi być, skoro tak bez niczego rozpalił ogień.
- Cieplej ci trochę? – spytał Mikleo, na co pokręciłem przecząco głową. Ciepła ogniska w ogóle nie czułem, za to czułem bijące je od Mikleo. Najchętniej to bym się do niego przytulił, ale tak do końca pewien nie jestem, czy mogłem to zrobić. Mimo jego zapewnień, że nie chciał, bym znikał z jego życia, to miałem wrażenie, że to nie była do końca prawda. I że dodatkowo jest na mnie zły, ale to akurat nawet trochę rozumiałem i dlatego nie wyciągałem rąk w jego stronę, by się do niego przytulić. Tyle dni już dałem radę bez przytulania się do niego, więc teraz chyba też jakoś przeżyję. Nie chcę naruszać jego... jak to się nazywa? Bariery osobistej? Chyba. Czy coś w tym stylu. Nie wiem, znów mi się trochę w głowie miesza.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz