To nie było normalne, a ja nie do końca wiedziałem, co to spowodowało. To była jakaś słynna, anielska choroba? A może efekt tego, że może za bardzo wykorzystał swoje moce mimo, że nie powinien? A może coś jeszcze innego? Nie mam pojęcia i to mnie martwiło najbardziej. Mimo tego, że w pokoju już było dla mnie za zimno, wstałem i otworzyłem na oścież okno, wpuszczając do środka lodowate jak dla mnie powietrze, a następnie wyszedłem z pokoju. Musiałem w końcu poinformować szpital, że jutro nie będzie zarówno mnie, jak i Mikleo. Nawet jak jutro będzie on czuł się lepiej, to nie wyobrażam sobie, że pójdzie do pracy. Musi wypocząć, a ja muszę przypilnować, by wypoczął. Jeżeli nie będzie nikogo, kto będzie nad nim stał i go pilnował, zamiast odpoczywać będzie robił wszystko poza właśnie tym najważniejszym.
Rozmowa z ordynatorem poszła na tyle dobrze, że Miki otrzymał aż tydzień wolnego, no ale to tylko Miki. Ja z kolei mogłem nie przyjść dzień czy dwa, by zająć się Mikleo jego najgorszym stanie, no chyba, że Miki dalej będzie się źle czuł, to wtedy mam to zgłosić. To i tak więcej, niż się spodziewałem... oczekiwałem jedynie jednego dnia wolnego dla Mikleo, a ten tego dostał aż siedem dni. I tak troszkę wątpiłem, by wykorzystał je w pełni, no ale to była już inna sprawa.
Kiedy wróciłem do domu, od razu skierowałem się do sypialni, gdzie znajdowała się moja Owieczka. Chyba nawet nie zauważył, że gdzieś wychodziłem, bo spał. Od razu sprawdziłem temperaturę jego ciała, która już troszkę spadła, no ale nadal była wysoka. Zmartwiony jego stanem zmieniłem jego okład, by znów go chłodził. Po tym trochę zająłem się sobą i zwierzakami, które musiałem nakarmić, wyczesać i tak zwyczajnie spędzić z nimi trochę czasu. Po tym uzbroiłem się w gorącą czekoladę, koc i ciepły sweter, po czym wróciłem do sypialni, gdzie było dla mnie zdecydowanie za zimno, ale nie mogę go zostawić samego. Musiałem pilnować, by okład na jego czole pozostał chłodny.
Tak więc przez całą noc siedziałem przy Mikim i pilnowałem, by miał jak najchłodniej, samemu trochę przy tym marznąć. Czego jednak nie robi się dla ukochanej osoby... Miki podczas tej nocy zachowywał się bardzo niepokojąco. Niby spał, ale co jakiś czas się budził, mamrotał, że musi iść do pracy, albo zaopiekować się maleństwem. Jakim maleństwem, nie mam pojęcia, no ale raczej nie chodziło mu o Muffinkę, która dzielnie tej nocy dotrzymywała mi towarzystwa. Na moje szczęście Miklleo był na tyle słaby, że nie mógł wstać z łóżka, więc utrzymać go w nim nie było trudne. Raz tylko na chwilkę wyszedłem z pokoju, by przynieść sobie coś ciepłego do picia, i wtedy Miki spadł z łóżka, najwyraźniej próbując wstać, by coś porobić. Chyba tej nocy nie był za bardzo świadomy tego, co się wokół niego dzieje.
Dopiero nad ranem Mikleo zasnął, ale tak zasnął zasnął, dzięki czemu i ja mogłem w końcu trochę odpocząć. Byłem wymęczony i przemarznięty, ale to nie było aż takie ważne. Najważniejsze, by Miki poczuł się lepiej, a czy czuje się lepiej, to dowiem się dopiero za kilka godzin. Nie chciałem położyć się obok niego, bo jeszcze bym go nagrzał swoim ciałem, dlatego skuliłem się na fotelu, pod cienkim kocem. Tak godzinkę czy dwie przespać się mogę, nic złego się nie powinno zdarzyć...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz