piątek, 21 lipca 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Kiedy się obudziłem, Mikleo nigdzie nie było. To akurat nie nowość, ale zawsze budziłem wtedy, kiedy Mikleo szykował się do pracy, a teraz go nigdzie nie było. I ogień był rozpalony. I dosyć późno było... czemu tak późno się obudziłem? To jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło. Zmartwiony nieobecnością mojego męża wstałem z łóżka, zarzucając na plecy tylko jeden koc, bo gdybym zarzucił te wszystkie warstwy, którymi opatulił mnie Mikleo, to bym pod ich ciężarem upadł na podłogę. A tak chociaż utrzymałem równowagę, chociaż muszę powiedzieć, ciężko było. Ale jednak już dzisiaj wielki progres widzę. Jeszcze słabo się czułem, no ale nie dość, że stałem o własnych siłach, to jeszcze robiłem powolutku drobne kroczki. Tak więc powolutku skierowałem się do schodów, i oczywiście po nich nie zszedłem, bo po dwóch stopniach chyba bym runął jak długi, a oparłem się o balustradę. 
- Miki? – spytałem najgłośniej jak mogłem, ale no nikt mi nie odpowiedział. Nie byłem do końca pewien, czy Miki był w domu, czy poza nim, bo kiedy byłem chory miałem problem, by określać, gdzie on się znajduje. – Jesteś tu? – spróbowałem raz jeszcze, ale bez skutku. Pytanie tylko, czy on mnie nie dosłyszał, czy go tu nie ma? 
Wróciłem więc do sypialni, strasznie zmarznięty i zmęczony tymi kilkoma krokami, od razu na łózko. Co prawda i tak nie zasnę, bo jak tu mam zasnąć bez Mikleo? W tej chwili strasznie go potrzebowałem. On był taki cieplutki, i milutki, mięciutki, i pachnący... już w normalne dni, kiedy czuję się nie najgorzej strasznie za nim tęsknię, a teraz to uczucie jest dwa razy silniejsze. Martwiło mnie teraz też to, że tak późno się obudziłem. To przecież nie w moim stylu... chyba, że Mikleo też niedawno wstał, przez co i ja obudziłem się późno, no ale to nie miało sensu, bo przecież pracował od rana. Chyba, że nam się zmienił grafik i ma teraz na popołudnie, ale strasznie bym tego nie chciał. Ostatnio Miki zaczął strasznie długo pracować, więc gdyby tak teraz zaczął pracować na popołudnia, to kiedy on będzie do mnie wracać? Nad ranem? Nie mogę na to pozwolić, muszę wrócić do pracy najszybciej, jak tylko mogę. A skoro już mogę stać i chodzić, to już mogę iść do pracy. Tylko muszę pokonać schody. Głupie schody... jak już raz je pokonam, to już później nie będę po nich wchodzić, tylko chyba zajmę kanapę na dole. 
Po pewnym czasie usłyszałem zamykające się drzwi, które dały mi nadzieję. Miki? Miki już wrócił? A może jednak pracował od rana? To nawet lepiej, nie chciałbym, aby pracował na popołudnia. Albo nocki. Najbardziej to bym chciał, by nie pracował w ogóle, zwłaszcza, że już mamy wystarczającą ilość pieniędzy, no ale wątpię, by Mikleo się na to zgodził. 
- Miki – powiedziałem płaczliwym tonem, kiedy Miki wszedł do sypialni, po czym podniosłem się do siadu. – Gdzie ty byłeś? Stęskniłem się za tobą. Strasznie. 
- Byłem na zakupach, musiałem dokupić parę rzeczy – odparł, podchodząc do mnie i sprawdzając temperaturę ciała, co nie miało za bardzo sensu, bo ona pozostała niezmiennie niska. 
- Czyli nie byłeś w pracy? Czy to oznacza, że będziesz szedł do niej w nocy? Nie chcę byś szedł do pracy na noc, umrę z tęsknoty – bąknąłem, już czując pewien swego rodzaju strach na samą myśl o tym, że go może w nocy nie być. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz