Nie rozumiałem za bardzo, czemu podczas przygotowań i aż do ślubnego kobierca nie mogłem widzieć mojego męża. Przecież wiem, jak wyglądał, znałem doskonale każdy cal jego ciała, znałem je na pamięć tak właściwie, więc po co ta cała szopka? Alisha mi tłumaczyła, że to taka tradycja, że mąż nie może widzieć żony w sukni ślubnej, bo to przynosi nieszczęście. A skoro oboje jesteśmy mężczyznami, no to najlepiej będzie, jak oboje nie będziemy siebie widzieć nawzajem. To naprawdę było głupie, bo ja przecież już nie raz widziałem Mikleo w sukni ślubnej. Powiedziałem to nawet na głos, trochę tego nie przemyślając. Zdałem sobie z tego sprawię dopiero, kiedy to powiedziałem, a Alisha uśmiechnęła się lekko. Chyba nie powinienem był tego na głos mówić...
Przygotowywanie mnie do ślubu też nie było jakoś szczególnie przeze mnie uwielbiane. Najpierw musiałem się porządnie umyć siebie i włosy, a po tym wytrzeć się i ubrać. I a tym by się skończyła moja praca samodzielna. Jak na zawołanie, chwilę po tym do mojego pokoju weszły dwie służące, i zaczęły robić wokół mnie dziwne rzeczy ze mną. Poprawiły mi strój, bo ponoć źle to zrobiłem, ujarzmiły i uczesały moje włosy, dały chyba jakiś puder na moją twarz... nie podobało mi się. Nie powinny się aż tak mą zajmować, powinny bardziej skupiać się Mikleo, to on jest ważniejszy. I to też im zasugerowałem.
- Proszę się nie martwić o pańskiego partnera. I się wyprostować – poprosiła, dalej coś robiąc z moimi włosami. Co one tak tyle z nimi robiły...? Niech mnie zostawią już w spokoju, ja tego wszystkiego nie potrzebowałem. Już naturalnie jestem nawet piękny, nie potrzebuję więc tych upiększeń. To Mikleo musi być najpiękniejszy, nie ja.
W końcu jednak mogłem opuścić swój pokój, i już chciałem udać się do pokoju, do którego zaprowadzili Mikleo, ale szybko zostałem odciągnięty od tego pomysłu i zaciągnięty do katedry, w której już powoli zbierali się goście. Wszystko super, fajnie, ale gdzie jest Miki? Czemu to wszystko tak długo trwało? I czemu nie mogłem go jeszcze zobaczyć? Przecież to trwało strasznie długo, i zacząłem się martwić i niepokoić. Już za długo go nie widziałem, i to mnie niepokoiło, zawsze zaczyna mi odbijać, jak go za długo nie widzę.
Ale w końcu mój mąż przyszedł. I wyglądał przecudownie. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Znaczy, mój mąż zawsze wyglądał przecudownie, ale dzisiaj jakoś szczególnie przepięknie mu było. I nie mogłem od niego oderwać wzroku. I to do tego stopnia, że trochę przegapiłem moment, w którym mam powtarzać przysięgę za kapłanem, co trochę rozbawiło gości. Przepraszam bardzo, ale mój mąż był za bardzo rozpraszający i się skupić nie mogłem. Już nie mówiąc o tym, że taki trochę zestresowany także byłem. W końcu co, jak Miki powie mi nie? Miał pełne prawo, by tak powiedzieć. Ja mu tego nie zabronię. Nikt, tak właściwie, mu tego nie zabroni.
Powtórzyłem przysięgę za drugim razem trochę zestresowany, ale też niczego nie przekręciłem. Mikleo z kolei powiedział ją powiedział perfekcyjnie, nawet się nie zająkując. Po tym w końcu mogłem go pocałować, co z chęcią uczyniłem. Miałem wrażenie, że nie całowałem go przez wieki. Albo jakbym całował go pierwszy raz.
- Wyglądasz pięknie – wyszeptałem, kiedy nasz pocałunek się skończył, gładząc go po policzku.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz