Nie podobało mi się to picie na poważnie ani trochę. To, co podawano mi do picia, było jakieś takie... niedobre. Dziwnie pachniało. Paliło w gardło. No i nikt po tym nie zachowywał się poważnie, poza mną, bo wypiłem jedynie dwa kieliszki, nie za bardzo mając ochotę na wypicie więcej. Zaveid w sumie zachowywał się prawie tak samo, jak zawsze, tylko trochę bardziej głupio, niż zazwyczaj, i miał okropny problem z mówieniem, ledwo go rozumiałem, a on i tak pił kieliszek za kieliszkiem, co było dla mnie niezrozumiałe. Jak mu coś takiego mogło smakować? I to w tak krótkim odstępie czasu? Ja to bym chyba zwymiotował, gdybym pił w taki sposób, jak on.
Równie ciekawie zachowywał się Nori, który jednak przyszedł na nasze wesele. Z tego, co mogłem zorientować się po jego zachowaniu, wypił więcej ode mnie, ale też mniej od Zaveida, chociaż, chyba tak na to nie powinienem patrzeć, każdy ma chyba jakieś takie swoje granice indywidualne... no, ale podsumowując, dało się z nim jako tako porozmawiać, i nawet szło go zrozumieć, ale on też raczej miał dosyć. I zauważyłem też, że ludzie, którzy są już nieco wstawieni, są znacznie bardziej wylewni, chociażby taki Nori. Nim wróciłem do mojego najpiękniejszego i najukochańszego na świecie męża, trochę z nim sobie porozmawiałem. I jak go tak trochę słuchałem, to nawet mi się go szkoda robiło. Chłopak naprawdę starał się, by mi zaimponować, bym go polubił, a ja go tak w dół ciągnąłem... może jednak faktycznie trochę za bardzo przesadzałem? Jedyne, czego chciałem, to żeby moja córeczka miała dobrze w życiu, bo przecież zasługuje na wszystko, co najlepsze. Z drugiej strony, Mikleo także zasługuje na wszystko, co najlepsze, no i ma takiego mnie. Może jednak tak trochę mu odpuszczę...? Ale też bez przesady, bo jeszcze przestanie się starać, a tego dla Misaki bym nie chciał.
Na słowa Mikleo oczy zaświeciły mi się z ekscytacji. To tak możemy? Marzyłem o tym niemalże od samego początku, no ale trzeba było przecież zajmować się gośćmi. Tak przynajmniej mówił mój mąż, a ja się go słuchałem, bo przecież Mikleo jest mądrzejszy i się zna na wszystkim.
- To już nie musimy się zajmować gośćmi? – zapytałem, nie przejmując się tym, że przecież właśnie przy gościach się znajduję. I to tych takich bardziej przytomnych, niż ci przy stoliku, przy którym jeszcze przed chwilą siedziałem. I tu wszystkie były panie. Panie chyba zawsze zachowują się lepiej i poważniej, niż panowie. Jak to jest? To chyba jakaś niepisana zasada musi być.
- Przez chwilę damy sobie radę sami – przyznała Lailah, uśmiechając się delikatnie.
- Ale to nie będzie chwila – powiedziałem poważnie. W końcu, od kiedy nasze zbliżenia to chwila? Bo o to przecież chodziło o Mikleo, kiedy mówił mi, że możemy spędzić trochę czasu z dala od reszty, prawda? Zresztą, w tym momencie to mi wystarczy nawet po prostu jego uwaga, miałem wrażenie, że przez wieki nie zwracał na mnie swojej uwagi. – No co, a to nie prawda? – mruknąłem do Mikleo, kiedy ten uderzył mnie łokciem w bok.
- Przez dłuższą chwilę też damy sobie radę – zapewniła mnie Alisha, co mnie ucieszyło. Chwyciłem więc mojego najukochańszego Mikleo za rękę i pociągnąłem go w głąb ogrodu, w stronę zamku, gdzie raczej nikogo nie było i mogliśmy cieszyć się tylko swoim towarzystwem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz