Zmarszczyłem brwi na jego słowa. Problem? Jaki znowu problem? Gdzie on tu problem widzi, jak tu żadnego problemu nie ma? Ten tu sobie lubi życie utrudniać. A to nie chce wchodzić na konia tylko tracić trzy tygodnie swojego życia, teraz znów niby psa nie ma z kim zostawić... już się boję, co znów wymyśli.
- Może pójść z nami. Mogę go na ten czas przekazać pod opiekę służby. Osobiście wolałbym, by został tutaj. Jest mały, nie chcę, by pałętał się pod kopytami, bo może coś się mu stać przypadkiem – powiedziałem zgodnie z prawdą, zerkając na psiaka. No dobrze, aż tak mały to on nie był, jak na moje oko rośnie mu tu mały niedźwiedź, ale nadal był szczeniakiem. A szczeniaki są nieprzewidywalne.
- Nie będzie to dla ciebie problem? No dobrze, nie było pytania – westchnął ciężko, kiedy posłałem mu zdegustowane spojrzenie.
- Cudownie, jeszcze jakieś pytania i problemy? – zapytałem, całkiem z siebie zadowolony.
- Nic mi do głowy nie przychodzi – przyznał, a ja zadowolony mogłem skupić się na patrolu, a nie na nim. On mnie za bardzo rozpraszał.
Praca minęła nam dosyć spokojnie, ku naszemu lekkiemu zaskoczeniu, a już na pewno ja byłem zaskoczony. Żadnych pościgów, kradzieży, gróźb... absolutnie nic. Bunta też siedział cicho, podobnie jak jego przydupasy. Jeżeli jakieś inne dziewczyny zaginęły, nikt tego zaginięcia nie zgłaszał. Na pewno jakiś przełom w sprawie nastąpi, gdy zaczaimy się na tą gnidę w zajeździe, ale do tego momentu jeszcze trochę czasu. Najpierw muszę przypilnować, by mój partner miał sprawną rękę, bo przecież czymś mu musi przywalić. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że tego chce, i ja mu tego odbierać nie będę.
Kiedy wróciliśmy po kilku dobrych godzinach, przed treningiem trzeba było napisać sprawozdanie z patrolu. I kto musiał to zrobić? Oczywiście, że ja. Bo przecież jestem nowy i muszę się uczyć. Co z tego, że już to opanowałem perfekcyjnie, bo przecież właśnie to robiłem przez pełne dwa miesiące, podczas kiedy on sobie leżał w jednym z moich najlepszych łóżek. Bezwstydnie mnie wykorzystuje. A ja mu po prostu na to pozwalam. Co za... posłałem mu mordercze spojrzenie, ale spokojnie zabrałem się do pisania raportu, co oczywiście wyszło mi perfekcyjnie i od razu zostało zaakceptowane. Zgłosiliśmy także szefowi, że od czwartku do końca tygodnia nas nie będzie, co go lekko zaskoczyło, ale wydał nam zgodę. Tylko spróbowałby nie.
- Powinieneś zostawić tę rękę w spokoju – powiedziałem, kiedy zauważyłem, że dosyć mocno uderzył nią o worek treningowy. Aż mnie zabolało, więc co dopiero jego...
- Chcę, żeby się w końcu do czegoś zaczęła nadawać – mruknął, przymierzając się do kolejnego ciosu.
- I zacznie się nadawać. A w im lepszej kondycji ona będzie tym mniej zapłacę za jej leczenie – powiedziałem spokojnie, wpierw za szybkie rozgrzanie i rozciągnięcie mięśni, by nie nabawić się żadnych kontuzji.
- Czekaj, dopiero teraz mi o tym mówisz? – zapytał, przyglądając mi się z niedowierzaniem.
- Kiedy normalną osobę boli ręka, nie wali nią w każdą napotkaną rzecz. Mylnie uznałem, że jesteś normalny – odpowiedziałem, posyłając mu złośliwy uśmiech, a następnie skupiłem się na swoim worku treningowym. Wygląda więc na to, że jak zawsze po pracy będę musiał do niego zajrzeć i znów mu zmienić opatrunek... no ale nawet lubiłem to robić. Miło było się nim zajmować i mieć pewność, że nic mu się złego z tą raną nie robi. Czy to już podchodzi pod zakochanie? Ja po prostu... chcę, by nic mu się nie stało, bo z kim ja wtedy bym się kochał? Nie chce mi się szukać nikogo innego, on jest sprawdzony i muszę o niego zadbać.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz