Nie byłem zachwycony z powodu tego, że Mikleo poświęcił aż tyle uwagi Aurorze. Przecież nie miała tutaj źle. Może znała tutaj tylko i wyłącznie Mikleo, no ale bez problemu mogła poznać kogoś innego, pełno tu było wspaniałych ludzi. Jest Alisha, jest Lailah, są nasze dzieci... Edna chyba też się jakoś zachowywała, jedyne ale, jakie mógłbym tu mieć, to do Zaveida, ale według Mikleo on zawsze zachowywał się tak dziwnie, więc jego trzeba było po prostu zaakceptować takiego, jakim jest. Poza tym, nie podobało mi się to, że Aurora tak się w niego wpatrywała, a ja musiałem udawać, że wcale mnie to nie ruszało, a ruszało. Ja wiem, że Mikleo był dzisiaj niesamowity i przepiękny, i trudno było oderwać od niego wzrok, tak pięknie wyglądał, nie to, co ja. Nawet nie miałem za bardzo pojęcia, jak wyglądałem, bo w tym pośpiechu nie pozwolono mi się przejrzeć w lustrze. Na pewno coś mi dziwnego z włosami zrobili, bo jakoś mi tak za bardzo nie przeszkadzały i to było bardzo dziwne uczucie, kiedy tak ogarnięte były.
- Przez cały miesiąc dzień w dzień pilnowaliśmy, by naszym gościom niczego nie brakowało. Teraz jest pora na to, byśmy odetchnęli – powiedziałem, kiedy tylko Mikleo odsunął się ode mnie i mogłem nabrać trochę powietrza. Zresztą, nie było czasu na jakieś długie pocałunki. Muzycy grali w tym momencie takie trochę skoczne nuty, więc nawet za bardzo nie mieliśmy sposobności na rozmowę. Ciekawe, kiedy zaczną grać jakieś spokojniejsze utwory... chociaż z tych aktualnych bardzo cieszył się Zaveid, z tego co tam widziałem kątem oka.
- To nie zawsze tak działa, skarbie, o gości też się trzeba zatroszczyć, każdy z nich jest inny i ma inne potrzeby – odpowiedział, kiedy tylko znów znalazł się blisko mnie
- Za bardzo się przejmujesz, Aurora już znalazła wspólny język z Lailah – ja oczywiście nadal uparcie się swojego trzymałem. Znaczy się, nie miałem na myśli tego, by w ogóle nie zwracać uwagi na gości, bo to byłoby niegrzeczne, ale jak na moje zwracał na Aurorę za długo tę swoją uwagę, przynajmniej moim skromnym zdaniem. Poczułem się trochę zaniedbany.
- Dada! – usłyszałem w pewnym momencie głos Hany, która już biegła w moją stronę.
No i tyle by było z naszego tańca. Musiałem więc odsunąć się od Mikleo i uklęknąć, by móc od razu złapać moją córeczkę prosto w moje ramiona. Od razu też zauważyłem, że jej śliczna, lawendowa sukienka już była ubrudzona, chyba ziemią. Ile to minęło od rozpoczęcia wesela? Półgodziny? Bałem się, jak będzie wyglądać wieczorem...
- Co tam, księżniczko? – spytałem, kiedy podbiegła do mnie i spróbowałem troszkę otrzepać jej sukieneczkę, ale niewiele to pomogło... chociaż, jak dla mnie takie troszkę bledsze się wydawało.
- Choć, pokażę ci coś – powiedziała bardzo poważnie, chwytając swoją malutką dłonią za jednego z moich palców, bardzo chcąc mi coś pokazać. Pewnie króliczki chce mi pokazać. Albo jakieś kwiatki. Cóż, pewnie dopóki nie padną zmęczone, będę musiał jakoś balansować pomiędzy opieką nad dziećmi, a pilnowaniem Mikiego. A muszę przyznać, przez chwilę zapomniało mi się to, że mamy dzieci pod opieką.
- A mamusia też może pójść z nami? – zapytałem, nie chcąc za bardzo zostawiać Mikleo samego.
- Nie, tylko ty – powiedziało hardo, brzmiąc przy tym strasznie uroczo. Spojrzałem przepraszająco na mojego przepięknego męża i ruszyłem za Haną, która zaprowadziła mnie do nieco odległej części ogrodu. Mała chciała, bym pomógł jej skomponować bukiet dla mamusi, co z chęcią uczyniłem, ale jakoś tak się stało, że to komponowanie bukietu przerodziło się w plecenie warkocza, bo w połowie Hana jednak zmieniła zdanie. Mój Panie, po kim ona ma takie pomysły i tyle energii, to ja nie mam pojęcia.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz