Cieszyłem się, że możemy w końcu wracać do domu, do naszych dzieci, i zająć się w końcu rzeczą najważniejszą, czyli ślubem. Przez to, że Mikleo prawie przez miesiąc czuł się okropnie, jesteśmy właśnie ten prawie miesiąc do tyłu. A roboty wcale nie było mniej, dlatego więc pomimo tego, że poczułem się dobrze po wizycie w tej świątyni, nadal uważałem to za coś niepotrzebnego. Zajrzeć do krawca, który do tej pory się nie odezwał pomimo tego, że miał. Może coś się złego stało? Może zapomniał? Dla pewności wolę się tam zajrzeć i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku ze strojem Mikleo, bo to on jest najważniejszy, a bez tego mojego się jakoś tam obejdzie. Najważniejsze, by to Miki się pięknie prezentował.
I oczywiście trzeba było jeszcze spotkać się z Alishą, co miałem zrobić już dawno temu. Trzeba było uzgodnić dekoracje, potwierdzić menu, spróbować tortów... wierzyłem w Alishę, doskonale wiedziałem, że ma gust i gdybym całkowicie jej to zostawił, byłoby na pewno pięknie, no ale skoro to było nasze święto, to chciałem, by było tak, jak my sobie wymarzymy. Najlepiej to jednak byłoby, gdybyśmy to my zajęli się w tym ślubem całkowicie sami. Wiem, że wtedy nie mielibyśmy absolutnie na nic czasu i nachodzilibyśmy się po mieście po wsze czasy, no ale byłoby tak, jak my chcemy. I na nikim nie musielibyśmy polegać i obarczać takimi problemami. Że też muszę otaczać się tak upartymi ludźmi.
Kiedy odebraliśmy dzieci, te od razu podbiegły do mamy, ciesząc się na jej widok. A tu się akurat nie dziwiłem, Mikleo jest wspaniały i niesamowity, sam bym do niego podszedł i się do niego przytulił, i co z tego, że w sumie całkiem niedawno to robiłem. Mi to Mikleo nigdy nie będzie za dużo, a zawsze jest go za mało.
Jako, że już był w sumie wieczór i niewiele dzisiaj mogliśmy zrobić, wróciliśmy do domu, gdzie już czekały na nas zwierzaki, wyjątkowo stęsknione. Lailah była tutaj rano i ich nakarmiła, ale od tej pory nikt tu nie przychodził. Jako, że nasze maleństwa znów niezbyt zwracały na mnie uwagę, zająłem się zwierzakami, które dla równowagi, nie chciały ode mnie odejść. A to było akurat strasznie urocze i kochane.
Tak więc ja zajmowałem się zwierzakami, a Miki dziećmi, i w ten sposób zajęci byliśmy aż do późnych godzin wieczornych, dopóki maluchy nie padły ze zmęczenia. I w sumie, to nie tylko bliźniaki takie zmęczone, ale i mój Miki. Ja z kolei dalej czułem się pełen energii, ale wiedziałem, że za bardzo dzisiaj tego nie wykorzystam, bo i jak? Chyba, że na sprzątanie. Sprzątanie, zawsze troszkę męczy. O, i może naszego pieska kochanego na taki spacer wieczorny bym wziął? Cóż, nad tym się pomyśli, wpierw muszę zająć się moim mężem najukochańszym.
- Bardzo zmęczony? – spytałem, zachodząc go od tyłu, i zaczynając masować jego odrobinkę spięte ramiona.
- Może odrobinkę – przyznał, cicho wzdychając z ulgą.
- Więc może przygotuję ci chłodną kąpiel? Co ty na to? – zaproponowałem, po czym delikatnie ucałowałem jego ramię.
- Chłodną? Nie będziesz czuł się w takiej wodzie dobrze – zauważył, odwracając głowę w moją stronę.
- Ale ja nie robię tej kąpieli dla siebie, tylko dla ciebie. I jak ty się będziesz relaksował, to ja tu może troszkę posprzątam – wyjaśniłem, uśmiechając się delikatnie. To był plan idealny. On się zrelaksuje i odpocznie, a ja się zajmę domem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz