Nie rozumiałem, dlaczego Mikleo tak bardzo zwracał uwagę na to, bym mówił o nas, nie tylko o nim. Przecież to on jest najważniejszy. I najpiękniejszy. I najwięcej wycierpiał. Więc to na nim należy skupiać całą swoją uwagę. Zresztą, już mu mówiłem, że panna młoda najważniejsza na ślubie jest, a że panny młodej nie mamy, no to Miki nią został. Chociaż... on to najważniejszy jest cały czas, nie tylko na ślubie. Ale myślę, że to też już wie, w końcu nie raz mu o tym mówiłem, a jego pamięć jest nieco lepsza od mojej.
- Tak, Owieczko, tak mi ktoś kiedyś dał na imię – powiedziałem cicho, ciesząc się z tego chwilowego spokoju, który w każdej chwili może zostać zakłócony przez gościa, albo przez dziecko. Chociaż, coś mi się tak wydaje, że prędzej jedno z naszych bliźniąt będzie chciało atencji. Mam nadzieję jednak, że na teraz dadzą nam troszkę więcej czasu dla siebie, zwłaszcza Hana. Ona dopiero mnie wykończyła z tym pleceniem wianka. Ja przecież nawet wianków nie potrafiłem pleść. W sumie, to nadal nie potrafiłem, i gdyby nie pomoc jednej ze służących, która zauważyła moje nieumiejętne plecenie wianka, pewnie dalej bym się z tym męczył. I by mi to to nie wyszło tak ładnie, jak to, co prezentuje się teraz na głowie mojego męża.
- I twoja mama zrobiła bardzo dobrą robotę – przyznał, nie otwierając swoich oczu.
- No nie wiem, takie całkiem normalne to imię. To twoje jest piękniejsze – odpowiedziałem, chcąc oprzeć policzek o jego głowę, ale nie było to możliwe przez ten wianek, co miał na głowie. No nic, jakoś wytrzymam.
- Mógłbyś po prostu raz zaakceptować moje komplementy, a nie ciągle je negować – powiedział, a ja tylko uśmiechnąłem się pod nosem głupkowato. Jak ja mam akceptować komplementy od kogoś tak pięknego, jak Miki, kiedy on nie potrafi przyznać, że jest niesamowity? No nie mogłem.
- Będę je akceptować, jak ty zaczniesz siebie doceniasz – odpowiedziałem, mogąc iść tylko na taki kompromis.
- O tym pomyślimy jeszcze – odparł po chwili namysłu.
Reszta wesela minęła raczej spokojnie i bez większych niespodzianek. Dzieci, jak to dzieci, nie pozwoliły o sobie szybko zapomnieć i kilkukrotnie już chciały dzisiaj naszej uwagi. Nadeszła też pora na tort, na toasty, na jakieś dziwne zabawy, których trochę nie rozumiałem, ale i tak się bawiłem. Było też sporo tańczenia, i to nie zawsze z Mikim, co już tak niezbyt mi się podobało, ale trzeba było jakoś przeżyć. Wieczorem dzieci już były bardzo markotne i ewidentnie zmęczone, ale mimo tego nie chciały pójść ze służącą, tylko chciały jeszcze siedzieć z nami.
- Położę je spać – zaproponowałem, biorąc te dwa małe szkraby na ręce. Swoją drogą, strasznie ciężkie one były. Ja je ledwo utrzymywałem. Jak miałaby to zrobić jedna służąca.
- Wracaj szybko, skoro dzieci śpią, będziemy mogli zacząć prawdziwe picie – odezwał się Zaveid, uśmiechając się głupkowato. Jakie prawdziwe picie? O co mu chodzi? Nie mogłem się jednak za długo zastanawiać, bo jeszcze dzieci upuszczę, a tego bardzo bym nie chciał. Idąc za służącą do zamku słyszałem jeszcze z tyłu, jak Miki mówi do Zaveida, że ma mnie nie upijać, a ten odpowiada mu coś jakimś tekstem o nocy poślubnej, czy coś takiego... chyba dobrze, że nie ma mnie przy tej rozmowie, bo nie za bardzo wiem, o co im chodzi.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz