Z zaskoczeniem wpatrywałem się w jakieś swój talerz, obserwując to, co się a im znajduje. Wyglądało to trochę jak naleśniki, ale jakieś takie mniejsze. I jakieś takie puchate. I ciemne. Ale nie były spalone, miały bardzo przyjemny ten kolor, i jeszcze oprószone cukrem pudrem, i pachnące, i... w ogóle dobrze to wyglądało. Tylko tak nie do końca wiedziałem, czym jest to, co mam zamiar zjeść. A mimo wszystko dobrze było wiedzieć, co takiego właśnie się konsumuje.
- A to co to takiego? – zapytałem, biorąc do zmarzniętych dłoni sztućce.
Szczerze, to już nawet troszkę zacząłem martwić się o Damę. Mam nadzieję, że tutaj nie zmarznie, jak nie będzie nas i Kody w domu. Jak ma jej być ciepło, kiedy jej futerko jest jeszcze takie trochę liche, i nadal czuć jej wszystkie kosteczki? Muszę przyznać, rano mnie trochę zaskoczyła, kiedy zamiast mojego pieska zastałem w łóżku kicię. Miła niespodzianka, ale i tak wolałbym, by był tu Haru. On jest większy, i cieplejszy niż taka malutka kicia. Może zmienię zdanie, jak Dama podrośnie, i będzie większa... nie no, akurat Haru to nie zamieniłbym na nikogo innego.
- Placuszki kakaowe. Nie jadłeś nigdy? – zapytał, przyglądając się mi z uwagą.
- No właśnie nie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, krojąc sobie malutki kawałek. Nie, żebym nie miał zaufania do jego jedzenia, bo wszystko, co do tej pory zjadłem, było dobre, nawet jak wyglądało raczej okropnie, było dobre. A to wyglądało cudownie, tak właściwie, więc nawet wzbudzało to we mnie większe zaufanie. No i miałem rację, było to bardzo dobre. I słodkie. Uwielbiałem słodkie rzeczy, ale też doskonale wiedziałem, że nie mogłem ich ani za dużo jeść, ani za często, bo przytyję. I będę paskudny. Znaczy, już przez tę nieszczęsną bliznę jestem paskudny, ale i nie chcę być jeszcze bardziej paskudny. – Przepyszne – przyznałem, z chęcią biorąc do ust kolejne kawałki.
- Cieszę się, że ci smakuje – powiedział, bardzo z siebie dumny.
- Specjalnie robisz mi takie słodkie śniadania, przyznaj się. Chcesz, bym przytył – kontynuowałem spokojnie wiedząc, że to prawda. Tylko nie wiem, po co miałby to robić. Co mu przyjdzie z tego, że będę gruby i paskudny? Przecież nie będzie miał wtedy ze mnie żadnych korzyści.
- Tak, taki jest mój cel. Bo kiedy już przytyjesz, nikt inny cię nie będzie chciał. I będziesz cały mój – wyjaśnił, szczerząc się głupio.
- To najgłupszy pomysł, jaki kiedykolwiek usłyszałem – powiedziałem, kręcąc z niedowierzaniem głową. To niesamowite, że momentami gada takie głupoty, a mi mimo to przyjemnie się spędza z nim czas.
Po zjedzonym śniadaniu i wypitej kawie ja zabrałem się za zmywanie, a Haru poszedł ogarniać się do łazienki. Podczas mycia naczyń zacząłem zastanawiać się nad jutrzejszym dniem. Wieczorem będziemy musieli udać się do zajazdu. Zajazdu pełnego bogatych ludzi, wśród który taki Haru będzie się mocno wyróżniał. Ma jakiś lepszy strój Nie wydaje mi się. Będę z nim musiał pójść dzisiaj na jakieś zakupy. I poprosić Airi, by zajęła jakiś dobry stolik. I zarezerwować miejsce, z którego dobrze będzie nam go obserwować, i gdzie to nie będzie nas widział... trochę mnie roboty wieczorem czeka.
- Nie masz żadnego lepszego stroju wyjściowego? – zapytałem Haru, który właśnie wyszedł z łazienki, a ja sam stałem przed lustrem i układałem swoje włosy, by jak zawsze były idealne.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz