Zmarszczyłem brwi na jego słowa, trochę musząc przeanalizować jego słowa. Nie mówiłem mu wczoraj o tym, że chcę zajrzeć do Alishy? I do krawca? Wyglądało na to, że nie. A byłem pewien, że tak, że mu o tym mówiłem już wczoraj... no nic, to akurat nie nowość, że nie zrobiłem czegoś, co mi się wydawało, że zrobiłem. I nie za bardzo wiem, jak z tym walczyć... no nic, póki jednak przez takie zachowanie krzywda się nikomu nie dzieje, to raczej nie muszę się bardzo przejmować się swoim nieogarnięciem. Chyba już taki mój urok.
- Sali balowej? Nie będziemy mieć wesela w sali balowej – odpowiedziałem, patrząc na niego z uwagą.
- Nie? – dopytał, chyba będąc święcie przekonany, że wesele będzie w zamkniętym pomieszczeniu. Coś takiego było nudne, typowe... już nie mówiąc o tym, że sala balowa jest duża, przeogromna, a my dużo gości nie mieliśmy.
- No w ogrodzie królewskim. Pomyślałem sobie, że będziesz z tego bardziej zachwycony, no bo będzie wszystko kwitło, i będzie kolorowo... ale może jeszcze nie jest za późno, by zmienić na salę balową – powiedziałem, zastanawiając się nad tą możliwością. Znów byłem pewien, że Mikleo wie o tym, że wesele odbędzie na zewnątrz.... czy możliwe, że anioły mogą mieć jakieś problemy z głową? Bo wszystko wskazywało na to, że ja je posiadam.
- Niepotrzebnie, ogrody królewskie brzmią dobrze – powiedział, chwytając moją dłoń i lekko ją ściskając. No i teraz zacząłem się zastanawiać, czy mu się to faktycznie podoba, czy też może mówi tak, by mi przykrości nie sprawić. Czasem miałem z Mikim właśnie taki lekki problem, nie potrafiłem stwierdzić, kiedy się do czegoś przymusza ze względu na mnie.
- Przepraszam cię, myślałem, że ci mówiłem wcześniej o tym ogrodzie – odparłem, odczuwając wyrzuty sumienia, z powodu tego, że mu nic nie powiedziałem, a myślałem, że powiedziałem... ja to jednak takim trochę słabym mężem jestem.
- Nic się nie stało, kochanie. Faktycznie, ogrody brzmią lepiej niż sala balowa. Tylko mam nadzieję, że nie będzie padać – odpowiedział, chcąc mnie ewidentnie pocieszyć.
- Myślałem nad tym wraz z Alishą, i po prostu na środku postawimy baldachim. Tak na wszelki. Ale mam nadzieję, że nie będzie nam potrzebny, wolałbym z tobą tańczyć pod rozgwieżdżonym niebem – wyjaśniłem, wstając od stołu, by móc zabrać miseczki dzieci i je umyć. Dzisiaj wyjątkowo ładnie zjadły, nie brudząc wszystkiego wokół, co w ich wypadku było całkiem niezwykłe. No, ale to lepiej dla nas, mniej do sprzątania, tylko trzeba im buzie wytrzeć, ale tym już zajął się Mikleo. – O, i jak będziemy iść do Alishy, możemy jeszcze zajrzeć do krawca.
- Do krawca? Po co? Przecież powiedział, że wyśle wiadomość, jak wszystko będzie gotowe – dopytał, chyba trochę nie rozumiejąc mojej paniki.
- No właśnie, a już minęło dużo czasu od tamtej chwili. I żadnych wiadomości nie ma. A chcę mieć pewność, by z twoim strojem było wszystko w porządku – mówiłem, odkładając już czyste naczynia na suszarkę.
- Może jeszcze pracują nad twoim strojem? Mój tylko poprawiają, no ale twój muszą od początku szyć – zasugerował, i wcale bym się nie zdziwił, gdyby miał rację, bo mój mąż bardzo mądry jest, nie to co ja.
- To jeżeli twój strój będzie gotowy, od razu go odbierzemy, będę dzięki temu spokojniejszy – zaproponowałem, wycierając ręce z wody. Jego strój był zdecydowanie ważniejszy, niż mój, dlatego jak już będzie on wisiał u nas w szafie, trochę mniej się będę stresował.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz