Do domu Haru przyszedłem, delikatnie to ujmując, trochę zdenerwowany. Zdenerwowany tym, co się wydarzyło w zajeździe. I zdenerwowany tym, co wydarzyło się w domu. Nawet tak do końca nie wiedziałem, gdzie idę. Chyba tak trochę podświadomie tutaj przyszedłem... ale nawet się nie dziwię. Mimo, że znajdowałem tutaj dużo wad, a największą było zimno, lubiłem tu wracać. Nawet lubiłem to miejsce. Czułem się tu dobrze, swojsko i przede wszystkim bezpiecznie, co chyba nie powinno mieć miejsca. W końcu człowiek najlepiej powinien czuć się w swoim domu. A jednak tutaj było mi lepiej. Nie musiałem się o nic martwić, niczym przejmować. No i jak się nudzę, zawsze mogę go trochę poirytować i życie od razu ciekawsze się staje. Albo go nawet nie muszę irytować, już sama jego obecność sprawiała, że czułem się jakoś tak lepiej, co jest stosunkowo dziwne, bo towarzystwo, które najbardziej tolerowałem, było tylko moje. Nie rozumiałem tego. Chciałem, ale nie potrafiłem. I zamiast skupiać się na tym jak to działa i dlaczego, po prostu skupiam się na tym, co sprawia mi przyjemność.
- I wróciłem. Ale zaraz wyszedłem – powiedziałem, wchodząc do środka i od razu zauważyłem, że było tu jakoś tak... ciemno. Żadna świeczka nie była zapalona, ani tutaj, ani w sypialni... nie zwróciłem na to wcześniej uwagi. Kiedy zacząłem zwracać uwagę na to, co się dzieje wokół mnie, już stałem w drzwiach Haru. – Obudziłem cię? – zapytałem, odwracając się w jego stronę, kiedy on zamykał drzwi.
- Nie, nie spałem. Próbowałem, ale jakoś mi nie wychodziło. Daj mi chwilę, zaraz zapalę świeczki. Stało się coś? – odpowiedział, krzątając się po kuchni.
- Dobre pytanie. Ale tak, wydaje mi się, że coś się stało. Albo raczej stanie i muszę jakoś temu zapobiec – odpowiedziałem, kładąc torbę pod ścianą. Całe szczęście spakowałem się, nim babka przekazała mi te wspaniałe wieści, dzięki czemu mam ubrania na dzień jutrzejszy. I w sumie, to na najbliższe dni. Specjalnie wziąłem trochę więcej rzeczy, które miałem tutaj jutro przynieść i zostawić na właśnie jakieś nieplanowane zostanie. Nie sądziłem, że skorzystam z tego już dzisiaj. O ile będę mógł w ogóle skorzystać.
- Możesz trochę jaśniej...? Daisuke, czy to jest krew? – spytał, patrząc z niepokojem na moje ubranie. Sam zerknąłem w dół, i faktycznie, była tam krew. I też miałem rozerwany rękaw. Czyli do koszula do spalenia. A tak ją lubiłem...
- Tak. Ale nie moja. Musiałem komuś dosadniej wytłumaczyć, że nie chcę już mieć z tym kimś nic wspólnego – powiedziałem, niespecjalnie tym przejęty. Poza tą koszulą nic mi nie było przecież.
- Jesteś ranny? Były jakieś problemy w zajeździe? – dopytał, przyglądając mi się z widocznym zmartwieniem.
- Nie jestem. Chyba. Może mam gdzieś siniaka, lub dwa. A w zajeździe żadnych problemów nie było. Jutro możemy tam spokojnie iść i zajmować stolik. Jak już opuściłem zajazd, zaczepił mnie Aiden, ten blondyn, którego ostatnio spotkaliśmy. Był ewidentnie pijany. I to z nim się tak trochę poszarpałem – wyjaśniłem, siadając na krześle z ciężkim westchnięciem. – Ale to jest nic. Krótko po tym, jak wróciłem do domu, babka oznajmiła mi wszem i wobec, że w tę niedzielę jest mój ślub. I trochę się z nią o to pokłóciłem. Mogę dzisiejszą noc spędzić u ciebie? Do domu nie wrócę, a nie mam za bardzo gdzie pójść – spytałem, przyglądając się mu z uwagą, mając nadzieję, że się zgodzi. To była taka trochę niespodziewana wizyta, mógł mieć już plany na ten wieczór. Zresztą, kultura wymagała tego, by zapytać. Jeżeli się nie zgodzi, zawsze zostaje mi jakaś gospoda, bo tam na pewno nie wrócę. Muszę się uspokoić, przemyśleć, jak wyjść z tej beznadziejnej sytuacji. Nie będę marnować życia swojego i Suzue tylko dlatego, że ktoś chce mieć wnuki, bo przecież nasz ród musi przetrwać. Ja tego nie chcę. Chcę za to ten wieczór, i każdy następny, spędzać z Haru. To mi w zupełności do szczęścia wystarczy.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz