Mimo, że tę świątynię w końcu odnalazłem, jakoś tak nie za bardzo miałem ochotę do niej wchodzić. Dobrze, może trochę przesadzam, bo jednak miałem, ale za to nie miałem absolutnie żadnej ochoty na zostawianie Mikleo tu samego. Co jeśli coś mu się tanie? Albo coś go zaatakuje? To zbyt niebezpieczne, nie mogę go tak tu samego zostawić. Albo nie mogę go zostawić na długo samego. Może tylko wejdę, nawet nie jakoś bardzo głęboko, i wyjdę? To już mi powinno pomóc.
- I pamiętaj, że zanim wejdziesz do lawy, wszystko z siebie zdejmij. Ty jesteś ognioodporny, ale twoje ubrania nie – pouczył, na co westchnąłem cicho. To było dosyć... logiczne. I ostatnio chyba też o tym pamiętałem. A teraz nie wiem, czy bym o tym pamiętał.
- A ja nie wiem, czy będę w ogóle wchodził do lawy – odpowiedziałem, a Mikleo tylko westchnął cicho.
- Będziesz, będziesz. Już, zmykaj – pośpieszył mnie, a ja już nie miałem żadnego innego argumentu do tego, bym tutaj z nim został.
- Tylko uważaj na siebie – poprosiłem, stojąc przed wielkimi wrotami.
- Ja dam sobie radę – odpowiedział, a już naprawdę musiałem wejść do środka.
Kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi, od razu westchnąłem z ulgą. Jak do tej pory miałem tylko podejrzenia, że czegoś mi brakuje, tak teraz miałem tę pewność. Tak, bardzo brakowało mi takiego porządnego ciepła, no ale nadal nie wiem, czy to całe zamieszanie było mnie warte. Nasze dzieci powinni być z rodzicami, nie z Lailah, a Miki nie powinien czatować pod świątynią żywiołu, który przecież może wyrządzić mu krzywdę. Nie powinien tak bardzo napierać na tę wizytę tu, dałbym przecież sobie radę bez tego całego ciepła.
Coś czując, że gdybym tak teraz już wyszedł, Mikleo znów by mnie tu wygonił, zszedłem więc w dół, postanawiając jednak wejść na chwilę do jeziora. Ale wchodzę, i wychodzę, nie ma mowy, bym siedział tu dłużej. I tak już samo zejście na dół, i później powrót trochę mi czasu zajmie, więc będzie idealnie. I będziemy mogli polecieć do Aurory. Nie do końca byłem za tym, by ją zapraszać, jak dla mnie nadal coś za dziwnie patrzyła się na Mikleo, ale skoro Miki chciał ją zaprosić, to się już zgodziłem. Ale nie ma mowy, by Mikleo z nią tam zatańczył. Miki z nikim nie będzie tańczył. Tylko ze mną.
Przed wejściem do jeziora, tak jak polecił mi Mikleo, zdjąłem wszelkie rzeczy z siebie, a następnie się w nim zanurzyłem całkowicie. Miała to być tylko chwila. Nie mogłem przecież zostawić Mikleo samego, bo coś by się mu stało. Nie wiem, co, nie wiem, jak, ale nie chciałem ryzykować. Dlatego chwilkę posiedziałem i wyszedłem z jeziora, czując się znacznie lepiej. Jakiś taki żywszy byłem, pełen energii, no i przede wszystkim, było mi ciepło, tak jak być powinno. Zachwycony ubrałem się i udałem szybko do wyjścia, i... jakie było moje zdziwienie, kiedy to na zewnątrz było ciemno. Przecież kiedy tu wchodziłem, było po południu... to ja tak długo tam siedziałem? Ale ja nie chciałem. To miała przecież chwilka być.
Zauważyłem, że Mikleo zasnął na kocu, chyba zmęczony tym oczekiwaniem na mnie. Trochę zmartwiło mnie to, że nie był niczym przykryty, i z tego też powodu podszedłem do niego, usiadłem na kocu i przytuliłem się do niego, jeszcze przy okazji okrywając go swoim skrzydłem. A jako, że nie byłem śpiący, to tak po prostu przy nim trwałem, czekając cierpliwie na wstanie słońca.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz