Kiedy rano otworzyłem oczy, nie czułem się jakoś specjalnie lepiej. Właściwie, to miałem wrażenie, że chyba zaraz zwymiotuję, chociaż czym, to nie mam pojęcia. Już nie mówiąc o tym, że moje ciało było tak paskudnie ociężałe. Więc tak to wygląda, kiedy stracisz za dużo krwi? Nie podobało mi się to. Jak dobrze, że już więcej nie będę przez to przechodził, przynajmniej nie z własnego wyboru.
Powoli podniosłem się z mojego łóżka, uwalniając się z jego objęć i usiadłem na skrawku koca obok, oddychając powoli i spokojnie mając nadzieję, że trochę przejdą mi te nudności. Zresztą, jaka tam nadzieja, tak się musi zdarzyć. Nie mam czasu na bycie słabym i jakieś nudności. Muszę się ogarnąć w tym momencie, i oporządzić konie, pozbierać te nasze rzeczy i doprowadzić nas do domu. Na odpoczynek nie ma czasu. Dzisiaj była sobota, w poniedziałek już musieliśmy być w pracy, więc jutro już musieliśmy się znaleźć w domach. A kiedy wrócimy do pracy, będziemy musieli zająć się Buntą. I kiedy tu wypocząć? Nie ma czasu na takie błahe sprawy.
Kiedy tylko troszkę poczułem się lepiej, podniosłem się na równe nogi i ignorując sygnały od mojego ciała takie jak poczucie ciężkości i zawroty głowy, starałem się zabrać za te wszystkie rzeczy, o których myślałem wcześniej. Starałem, bo coś mi nie wychodziło, o czym świadczyło to, że wypuściłem z rąk siodło dla mojego konia z dosyć głośnym hukiem. I prawdopodobnie gdyby nie mój wierzchowiec, najprawdopodobniej jeszcze zaliczyłbym bliskie spotkanie z ziemią, gdyby właśnie nie Ignis, który zbliżył się do mnie i o którego łeb mogłem się oprzeć.
- Daisuke? Wszystko w porządku? – usłyszałem zaspany i zmartwiony głos Haru. Chyba go ten huk obudził... I tyle byłoby z mojego przygotowania nas do podróży. – Wyglądasz okropnie – dodał, na co skrzywiłem się nieco. Nie miałem za bardzo okazji, by się ogarnąć. Już nie mówiąc o tym, że przez tę utratę krwi pewnie wyglądałem paskudnie. I pewnie nawet trochę obrzydliwie. Naprawdę wyglądałem źle, skoro on mi o tym mówił. Widział mnie w wielu stanach, ale w takim nigdy mnie nie powinien widzieć... cóż, na to już za późno. Teraz to chyba już faktycznie widział mnie we wszystkich beznadziejnych sytuacjach.
- Za to ty, wyjątkowo, wyglądasz całkiem nieźle. Jakbyś się wreszcie wyspał, co jest bardzo niezwykłe w tych warunkach – odpowiedziałem zgryźliwie, i już chciałem się schylić po to nieszczęsne siodło, ale dłoń Haru na moim ramieniu chwilowo odwiodła mnie od tego pomysłu.
- Powinieneś jeszcze chwilkę odpocząć. Ja tu się resztą zajmę – zaproponował, a ja westchnąłem cicho.
- A konie to od kiedy potrafisz siodłać konie? – spytałem, patrząc na niego zmęczonym spojrzeniem. – Zresztą, nie ma tu czasu na odpoczynek. Jutro musimy być w domach – wymamrotałem, chcąc powrócić do poprzedniego zadania, ale chłopak chwycił mnie za nadgarstek i zaprowadził mnie do koca, na którym jeszcze przed chwilą leżał, a ja, mimo, że bardzo chciałem, nie mogłem się mu przeciwstawić. Nie miałem na to siły.
- Nadal mamy na to czas. Zresztą, to niebezpieczne, być w takim stanie wsiadł na konia. Spadniesz z niego i sobie krzywdę zrobisz – odpowiedział, sadzając mnie na tym nieszczęsnym kocu.
- Jakie szczęście, że uzdrowiciela mamy obok – mruknąłem, przymykając oczy i opierając się o drzewo. Teraz pewnie nie da mi nic zrobić, więc już posiedzę chwilę na tym kocu. Ale tylko chwilę, goni nas czas, powinien przecież sobie z tego doskonale zdawać sprawę.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz