Słowa mojego męża sprawiły, że trochę się zastanowiłem nad cała tą sytuacją. Mimo wszystko nieważne, jaki był powód ich kłótni, i tak powinien ją traktować dobrze. I jeżeli ona chce, by z nią poszedł, no to powinien to zrobić. Szczerze, czy chciałem Nori’ego na naszym ślubie? Nie myślałem za bardzo o tym fakcie. Nie miałem na to czasu. Najpierw zajmowałem się chorym Mikim, potem trzeba było skupić się na przygotowaniu wszystkich rzeczy do ślubu i wesela, no i za bardzo nie miałem czasu na takie szczególiki. Muszę przyznać, że nawet trochę pogodziłem się z tym faktem, że będzie on na tym weselu. Podobnie jak Aurora, za nią także nie przepadałem, miałem nieprzyjemne wrażenie, że żywiła romantyczne uczucie do mojego męża. Szczerze, to bardziej martwił mnie partner Merlina, bo go chyba ani razu na oczy nie widziałem; kiedy ostatni raz odwiedzaliśmy naszego syna, jego partnera nie było.
Do Nori’ego już taki trochę przyzwyczajony byłem. Nadal go nie lubiłem. Nadal uważałem, że moja córeczka zasługuje na kogoś lepszego. I że powinienem sobie z nim porozmawiać, jeżeli to przez niego moja księżniczka była przygnębiona. Może i Misaki jest dorosła, i nie potrzebuje naszej pomocy, ale dalej jest moim dzieckiem. I skoro jest moim dzieckiem, no to będę jej pomagać tak długo, dopóty tylko starczy mi sił.
- Jeżeli z tego powodu tak ją przygnębił, jest naprawdę głupi – mruknąłem, trochę na niego zły z tego powodu. – Nadal uważam, że powinienem tam pójść i z nim pogadać.
- Głupi to ty jesteś. I jeżeli na weselu usłyszę, albo zauważę, że traktujesz go nierówno i gorzej od innych gości, to sobie poważnie porozmawiamy – słysząc jego groźbę, zmarszczyłem brwi.
- A czemu miałbym cokolwiek takiego robić? W tym dniu tylko ty będziesz dla mnie najważniejszy i na nikogo innego zwracać uwagi nie będę. Chyba, że ktoś się tobą będzie nadmiernie interesował, ale nikogo takiego nie powinno być – powiedziałem zgodnie z prawdą. Czemu będę miał zwracać uwagę na jakiegoś Nori’ego, kiedy to przed sobą będę miał najpiękniejszy widok dla moich oczu? Chyba, że ten Nori znów w jakiś sposób przygnębi moją córeczkę, wtedy faktycznie mogę trochę przesadzić z reakcją, ale nie będzie to moja wina, a Nori’ego.
- Ja cię tylko lojalnie uprzedzam, byś pomyślał trzy razy, zanim coś postanowisz zrobić – ostrzegł, idąc na górę chyba po to, by się przebrać, bo skoro idziemy do Alishy, to trzeba się jakoś lepiej ubrać, wychodząc do ludzi. O ile w ogóle wychodzimy do Alishy. Nie wiem, czy to przypadkiem nie było drobne kłamstwo, bym nie poszedł z Misaki. Wydaje mi się, że dzisiaj nie musimy nigdzie iść, w końcu wszystko już jest załatwione, zaplanowane... a gdyby było coś nie tak, Alisha by nas poinformowała. Gdzie on więc poszedł? I po co?
Westchnąłem ciężko, a następnie udałem się do salonu, musząc zająć się dziećmi, które przez to, że były takie ruchliwe, wymagały ciągłej uwagi, by sobie krzywdy nie zrobiły, albo nie ściągnęły na siebie jakiegoś ciężkiego przedmiotu. Opieka nad nimi była znacznie łatwiejsza, kiedy były mniejsze. Aż strach pomyśleć, co to będzie, kiedy wyrosną im skrzydła... no bo wyrosną im skrzydła, prawda? Muszą. I ciekawe, kiedy to się stanie. I kiedy dowiemy się, jakie mają żywioły. Będą mieć takie same? A może jednak dostaną odwrotne? Jak wygląda dziedziczenie żywiołów? Lailah nam o tym opowiadała? Nie miałem pojęcia, nie pamiętałem tego...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz