Miał rację, raz mi się udało, ale udało się dlatego, że byłem wręcz padnięty i ledwo żywy, więc ogień mnie do siebie nawoływał. Teraz pewnie też by mnie tak do siebie przywoływał, ale zdusiłem to w sobie, gdyż uznałem to za niepotrzebne. I nadal uważałem to za niepotrzebne, stresowały mnie oczekiwania Mikleo. On uważał, że ja dam sobie świetnie radę, no ale ja... nie byłem tak przekonany.
- Może jednak wpierw do Azylu się udamy? – zapytałem niepewnie, odrobinkę panikując. Niczego nie wyczuwałem, i to mnie bardzo niepokoiło. Drogę z Azylu do świątyni tak plus minus kojarzyłem, więc może bym nas doprowadził. Ale z tego miejsca to już tak... średnio. Moja orientacja w terenie naprawdę beznadziejna była.
- Nie tak się umawialiśmy. No, już. Zamknij oczy, weź głęboki wdech i się skup – polecił mi, trochę się niecierpliwiąc.
Nie miałem więc wyjścia i podążyłem zgodnie za jego wskazówkami. Wziąłem głęboki wdech, zamknąłem oczy i skupiłem się na... w sumie nie wiem, na czym, bo tak za bardzo niczego nie wyczuwałem. Powinienem wyczuwać ogień, ale jakoś tak nic do mnie takiego nie docierało, co sprawiło, że jeszcze bardziej spanikowałem. To tak nie powinno wyglądać. No i co teraz? Mikleo na mnie liczył. A ja go tak zawodzę. Chociaż, to, że niczego nie czuję, może oznaczać jedną, bardzo ważną rzecz... którą pewnie sobie tylko wmawiam, by nie dopuścić do siebie tego, że potrzebuję wygrzania. To jest zdecydowanie bardziej prawdopodobne, ale znacznie łatwiej było mi to wyprzeć niż przyznać Mikiemu i mojemu ciału rację.
- Nie czuję tego, więc pewnie po prostu tego nie potrzebuję – powiedziałem, odwracając się do Mikleo z uśmiechem na ustach, no ale Mikleo nie był ani trochę zadowolony.
- Albo po prostu za mało się starasz – odparł jedynie, a ja wiedziałem, że nie miałem wyjścia.
Podejście drugie nie było ani trochę bardziej owocne. No i co mam teraz zrobić? Mikleo mi nie odpuści, i doskonale to wiedziałem, a ja nie miałem pojęcia, gdzie iść. Spokojnie, Sorey, może jednak zdam się na orientację i logikę? Nie może z tym być u mnie aż tak źle, jak zakładałem... no dobrze, więc Azyl znajduje się... chyba na północ od nas. A więc idąc tym tropem, aby dotrzeć do świątyni musimy skierować się gdzieś tak na północny-wschód. Może jak będziemy bliżej, to wtedy wyczuję ogień? Albo rozpoznam okolicę? Tylko na to mogę w tym momencie liczyć.
- Chyba wiem, gdzie iść – odpowiedziałem po chwili i ruszyliśmy w dalszą drogę.
I całkiem szybko okazało się, że to „chyba” było niewystarczające. Nie za bardzo miałem pojęcie, gdzie się znajdujemy, a ognia jak nie wyczuwałem, tak nadal nie wyczuwam. Mimo tego nadal liczyłem, że coś w końcu wyczuję, i prowadziłem nas w nieznane dalej. Tak przypadkiem było do momentu, w którym to Miki nie zauważył, że coś jest nie tak.
- Na pewno wiesz, gdzie lecimy? – zapytał mnie raz jeszcze, kiedy zarządziliśmy krótki postój.
- No właśnie tak... niezbyt. Mówiłem ci, że nie niczego nie wyczuwałem. Przepraszam – przyznałem w końcu, czując się źle przez to, że nas zgubiłem. Myślałem, że dobrze wytyczyłem kierunek, ale chyba troszkę mi nie wyszło, co było w sumie do przewidzenia, biorąc pod uwagę moje zdolności w nawigowaniu. Albo raczej ich brak.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz