piątek, 20 października 2023

Od Soreya CD Mikleo

 No i co ja z tym moim mężem mam...? Mówię mu, że przesadza, a on mi odpowiada, że wcale nie. I to może tak trwać w kółko... ja będę mówił jedno, on drugie, i nigdy do porozumienia nie dojdziemy. No chyba, że jedno z nas trochę mocniej postawi na swoim. W tym przypadku zrobił to Miki, a ja, mimo, że bardzo nie chciałem, musiałem mu ustąpić. Wyczuwałem, że to szło w bardzo złą stronę i gdybym nie odpuścił, na pewno by się na mnie obraził, a tego bym bardzo nie chciał, bo wtedy to już w ogóle czułbym się okropnie źle. Teraz naprawdę nie było ze mną aż tak źle, chociaż, jak tak o tym pomyślałem... no to tak bym coś z chęcią na ramiona zarzucił. Jakiś kocyk. Może ciepły sweter. Ale czy od razu oznaczało to, że byłem jakiś obłożnie chory? Przecież bywały dni, w których to byłem taki naprawdę nie do życia, lodowaty i ospały, i co? Po kilku dniach lepiej ze mną było. I to bez żadnego ognia. Znaczy, ogień był, ale w kominku, nie chodziłem do żadnych świątyń. Byłem w niej tylko raz, bo musiałem wyzdrowieć natychmiast. 
Jak się bardziej nad tym zastanowię nad tą sprawą, to faktycznie jakiś taki cichy głosik podpowiadał mi, że Miki miał rację i że to właśnie wygrzania potrzebuje. Nie chciałem jednak do siebie tego dopuścić. Jak Miki sam zauważył wcześniej, dostęp do takiego naprawdę silnego źródła ciepła był dosyć trudny, poza świątynią ognia nie wiem, gdzie jeszcze można zaleźć lawę. A Miki jezioro ma praktycznie pod nosem. Była jeszcze kwestia bezpieczeństwa jego i dzieci. Z Mikim możemy sobie wszyscy iść nad jezioro, i spędzić razem czas. I raczej nikomu nic się nie stanie, pod warunkiem, że będę pilnował dzieci, no ale ich do tej wody jakoś bardzo nie ciągnęło, na moje szczęście. A do środka świątyni to nie wejdzie nikt, poza mną. Więc skoro było to takie kłopotliwe, lepiej będzie, jak się wyprę swoich potrzeb i skupię tylko na rodzinie, bo ona przecież najważniejsza była. 
No i gdyby nie Miki, właśnie tak bym postąpił, ale musiał się uprzeć. 
- Po co nam koc? Nie będę tam przecież jakoś bardzo długo siedział – odpowiedziałem, zmywając naczynia. Co miałbym tam niby robić? Nadal zostaję przy tym, że to jest marnotrawstwo czasu. Może tam się nawet nigdzie nie będę zanurzał? Było tam ciepło nawet bez zanurzania się w lawie, więc możliwe, że mi to wystarczy. Musi mi to wystarczyć, nie widzę innej opcji. 
- Właśnie, że będziesz. Musisz w końcu się bardzo porządnie wygrzać, już tego dopilnuję. I siedząc na kocu, nie na ziemi – odpowiedział, znów gdzieś idąc, zapewne właśnie po ten cały kocyk. Ktoś tu się naprawdę nakręcił i już mi nie odpuści... czemu nie może być tak uparty, kiedy wykorzystują go inni ludzie? Mimo, że padał ze zmęczenia, zgadzał się na leczenie nawet najbardziej błahych rzeczy, a kiedy ja go chcę do czegoś przekonać, to będzie uparcie trwał przy swoim. Nie rozumiem go, naprawdę. 
Kiedy już wszystko umyłem, poszedłem do salonu, gdzie nasze dzieci bawiły się ze sobą, coś po swojemu gadając i nie zwracając na mnie uwagi. I jak ja teraz jedno z ich na ręce wezmę? Wątpię, by tak grzecznie siedziały na moich rękach... szykuje się naprawdę ciężka droga do Lailah, a to tylko dlatego, że Miki się za bardzo mną przejmować zaczął. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz