Nie byłem zadowolony z powodu zamknięcia mnie w środku, gdzie wokół mnie panowała ciemność, której nie lubiłem, nie mówiąc już o tym, jak strasznie ciasno w nim było.
Irytowało mnie to zamknięcie i bardzo chciałem wyjść, dlaczego on w ogóle mnie zamknął? Przecież nic nie zrobiłem, to niesprawiedliwe i bardzo mnie drażniące następnym razem zwieje szybciej i nawet nie będzie w stanie mnie zobaczyć.
Poirytowany walczyłem, próbując się uwolnić, co możliwe nie było i doskonale o tym wiedziałem, a i tak próbowałem aż do samego rana wydostać się, nim nastał poranek, a moje ciało poddało się, nie mając siły już walczyć, w tym samym momencie zostając wypuszczonym, mój mąż przytulił się do mnie, całując w policzek.
- Przepraszam - Wyszeptał, najwidoczniej odczuwając poczucie winy z powodu zamknięcia mnie w środku.
Nie odzywając się, wtuliłem twarz w poduszkę, zamykając swoje zmęczone oczy, odpływając szybciej, niż mógłbym podejrzewać, wykończony całonocną walką i próbą uwolnienia się z zamknięcia, to była naprawdę ciężka noc i dla mnie i dla mojego męża, który musiał mnie znosić i moje humorki...
Ten dzień nie został przeze mnie ani zapamiętany, ani przeżyty, spałem jak zabity i nikt ani nic nie było w stanie wybudzić mnie z mocnego snu.
Obudziłem się dopiero następnego dnia wypoczęty i rześki jak nie ja, po tylu godzinach czułem się jak nowo narodzony, w nowej skórze nareszcie znów wróciłem do żywych, mogąc przejąć wszystkie obowiązki, dając odpocząć mężowi, który na pewno wczoraj robił wszystko to, co należało do niego, a i do mnie samego, cudowny z niego człowiek, którego naprawdę kocham, mimo wszystko wciąż nie rozumiejąc, za co mnie ukarał, zamykając w czterech ścianach, nie słuchając mnie, mimo że ja nic zrobić nie chciałem, to miał być tylko spacer, a przynajmniej takie mam przebłyski z tamtego dnia.
Nie wiele pamiętając z tamtego dnia, po prostu wyszedłem z pokoju, idąc do kuchni, gdzie przygotować zacząłem śniadanie dla wszystkich członków rodziny, karmiąc zwierzaki, które chodziły mi pod nogami, prosząc o jedzenie, uspokajając się, dopiero gdy je dostali. Małe lizusy i jak tu ich nie kochać?
- Dzień dobry owieczko - Usłyszałem głos męża zwracający moją uwagę, spojrzałem na jego twarz, uśmiechając się delikatnie.
- Dzień dobry kochanie, jak się czujesz? - Zapytałem, zerkając na męża.
- Dzień dobry owieczko, dobrze się czuje a ty? Wyspany? - Na to pytanie kiwnąłem twierdząco głową, nie przestając uśmiechać się do męża. - Ciszę się, że czujesz się dobrze, a ja stan psychiczny? Jesteś na mnie zły? - Dalej pytał, podchodząc bliżej, głaszcząc mnie po policzku.
- Nie, zły nie jestem, nie rozumiem, dlaczego to zrobiłeś i nie lubię tego zamykania, jednakże wiem, że nie miałeś wyboru, dla tego nie mogę się na ciebie złościć, bo i nie mam za co - Wyznałem, dotykając jego dłoni znajdującej się na moim policzku.
- Wiesz, że nie miałem wyjścia? Gdyby tego nie zrobił, znów byś mi gdzieś zniknął - Wyjaśnił, tłumacząc mi się tak, jakby bał się, że będę na niego zły tylko za co? Za zamknięcia mnie? Nie, zły nie jestem, zrobił to dla swojego i mojego bezpieczeństwa, a to, że ją tego nie lubię to zupełnie inna sprawa.
- To nie istotne, tematu tego lepiej nie poruszać zrobiłeś to, co musiałeś i tyle, żalu nie mam i mieć nie będę - Zapewniłem, stając na palcach, aby złączyć nasze usta w pocałunku. - Dziś niedziela, Misaki nie musi iść do szkoły, dla tego możemy wykorzystać ten czas na wspólny spacer i może odwiedzimy Alishe? Ostatnio była niezadowolona z faktu, że jej nie odwiedzasz, a dzieciaki na pewno ucieszą się z wizyty u jednej ze swoich ulubionych cioci - Zaproponowałem, nie mając ochoty na siedzenie w domu, a i po co? Na dworze jest ciepło i szkoda byłoby tego po prostu nie wykorzystać.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz