Zachowanie mojego męża naprawdę było słodkie, on tak bardzo martwił się o naszą córkę, zapominając chyba o tym, że z wodą nie wygra to nasza natura, nasz żywioł prowadzi nas tam, gdzie znajduje się woda, deszcze nie deszcz i tak pójdziemy jego śladem.
Uśmiechając się do męża, pocałowałem go w policzek, zabrałem ze sobą córkę na dwór, bawiąc się z nią na deszczu, ciesząc się cudowną chwilą z córeczką, chociaż w tym momencie nie odczuwając tego zmęczenia i trochę męczącego mnie poczucia monotonni. Kocham swoje życie i kocham swoją rodzinę, jednak chciałbym czasem po prostu muc gdzieś pójść z mężem, nie martwiąc się o dzieci i nie myśląc o tym, że moje życie stanęło w miejscu dosłownie i w przenośni.
Bawiąc się doskonale z córką, troszeczkę zapomnieliśmy o bożym świecie, wracając do domu później, niż na początku przypuszczaliśmy.
- Jak nic będziecie chorzy - Sorey od razu musiał dorzucić swoje pięć groszy, nie ukrywając swojego niezadowolenia wywołanego naszym zbyt długim przebywaniem na dworze. No cóż, anioły naszego pokroju mając styczność z wodą, potrafią zapomnieć o całym świecie, tak jak zdarzyło się to i nam. I żeby nie było, to moja wina zapomniałem o kontrolowaniu czasu, spędzając przyjemnie czas z dzieckiem.
- Daj spokój, nic nam nie będzie, a raczej jej - Poprawiłem się, czochrając jej włosy.
- No jeszcze zobaczymy, herbata? Kakao? - Zapytał, zerkając na nas, oczekując naszej odpowiedzi.
- Kakao - Zawołaliśmy oboje w tym samym momencie, zaczynając się śmiać, od razu widać, że Misaki jest naszą córeczką i oczkiem w głowie tatusia.
- W takim razie dwa kakao dla moich dwóch aniołów - Odparł, również śmiejąc się z naszej synchronizacji, przygotowując nam pyszny cieplutki i do tego słodziutki napój, który wypiliśmy błyskawicznie, nie ukrywając swojego zadowolenia. - Dobrze, Misaki wybawiłaś się już z mamą a teraz czas sprawdzić lekcje i przygotować się do szkoły - Sorey jak zawsze bardzo solidnie przykładał się do edukacji Misaki, poświęcając jej tyle czasu, ile tylko nasza córka potrzebowała, dzielnie znosząc pojawiające się sporadycznie humorki naszej córki.
- O nie, muszę? - Od razu było widać, że Misaki nie miała ochoty na naukę, chcąc się bawić, a nie uczyć. I właśnie o takich humorkach naszej dziewczynki mówiłem, na szczęście tatuś jest asertywny i nie da się tak łatwo nabrać na jej humorki i minki.
- Tak księżniczko musisz - Misaki nie mając innego wyboru, grzecznie kiwnęła głową, idąc do swojego pokoju za tatusiem, który teraz poświęcił jej cały swój czas, pozostawiając mnie w kuchni, gdzie spokojnie przygotowałem obiad dla rodziny, robiąc zwyczajną potrawkę chińską, która była szybka, prosta i co najważniejsze smaczna.
Po skończeniu przygotowywania obiadu zajrzałem do sypialni, zerkając na synka, który smacznie spał sobie w łóżeczku, dla tego nie chcąc mu przeszkadzać, wyszedłem z pokoju, kierując się do salonu, gdzie zasiadłem na kanapie, wpatrując się w okno, głaszcząc Coco, która siedziała na niej razem ze mną.
Rozleniwiony wziąłem do ręki książkę, zaczynając sobie czytać i tak nie miałem za bardzo co innego robić, zapominając na chwile o bożym świecie, wracając do niego, dopiero gdy Yuki wraz z Emmą zeszli na dół chcąc spędzić ze mną trochę czasu. opowiadając mi o festynie, na którym wczoraj byli. To miłe, że przyszli do mnie spędzając ze mną swój czas, a szczerze przyznam, że teraz przyda się to nam wszystkim, tym bardziej że już nie długo wyruszą w drogę. A właśnie odnośnie do ruszania w drogę, od razu po zakończeniu tematu festiwali zacząłem rozmawiać z dzieciakami o ich podróży, mówiąc to, co zaplanowaliśmy, chcąc ich uchronić za wszelką cenę przed złem, które mogłoby ich dopaść.
Mówiąc im to, co powiedzieć chciałem, nim pojawi się Sorey, mówiąc to, co powiedzieć chciał.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz