Nie czułem się jakoś specjalnie źle z tym, że pokłóciłem się z młodym, bo przecież i tak wyszło na moje, a tego od początku chciałem. Merlin śpi u siebie, Miki śpi ze mną, no wszystko jest tak, jak być powinno. A to, że się pokłóciłem troszkę z Merlinem... no cóż, bywa i tak, mi tam z tego powodu źle nie było. Merli pewnie nie do końca jest zadowolony, no ale jakoś to przeżyjemy. Zaraz i tak będę musiał zerknąć, by upewnić się, że grzecznie poszedł spać, no ale to nie w tym momencie.
- Gdybym mu odpuścił, wszedłby mi na głowę, jak tobie, a nie mogę przecież pozwoli zdominować się dwulatkowi – powiedziałem z dumą, patrząc na jego zdziwioną twarz. No tak, nie potrafi tego zrozumieć, no ale to nic takiego, najważniejsze, że ja to rozumiem i stosuję, bo gdyby tak dzieciaki i zwierzaki weszły nam obu na głowę... no, nie byłoby ciekawie.
- Czyli uważasz, że Merlin mnie zdominował? – spytał, jakby z lekkim niedowierzaniem.
- No a nie? Nie potrafisz mu niczego odmówić i najchętniej spełniłbyś każdą jego zachciankę, ale nie martw się, ja tutaj jestem i pilnuję, by na za wiele sobie nie pozwolił – wyjaśniłem mu, gładząc jego włosy. Może i z tego powodu młody niezbyt za mną przepada, no ale ktoś przecież musi być tym surowym rodzicem. Miki oczywiście się do tego nie nadawał, a przynajmniej do pewnego momentu, ponieważ jak każdy ma swoje limity. Na nasze szczęście albo nieszczęście, zdarza się to bardzo rzadko, mój Miki ma naprawdę nerwy ze stali.
- Nie widzę tak tego, ale niech ci będzie – przyznał, odwracając się do nie plecami. Chyba nie był do końca zadowolony z mojego zachowania, no ale jakoś to przeżyję, wystarczy mi, że Miki jest tuż obok mnie, raczej powinienem zasnąć bez większych problemów. Troszkę się ostatnio uspokoiłem i tylko czasem budzę się przerażony z jakiegoś koszmaru. Na szczęście nie budzę przy tym Mikleo, więc się o mnie tak nie martwi.
- Jeszcze mi będziesz za to wdzięczny – wyszeptałem mu do ucha, po czym ucałowałem go w policzek. – Zobaczę, czy się położył, zaraz wrócę.
Jak to miałem w swoim zwyczaju, zrobiłem swój mały obchód. Najpierw do mojej ukochanej księżniczki, która była spokojna i posłuszna, nie to co jej młodszy brat. Później zajrzałem do Merlina, który leżał w łóżku, ale nie spał, a na mój widok napuszył policzki. A jeszcze wcale nie tak dawno temu był dla mnie taki kochany, tulił się do mnie i w ogóle był chyba najsłodszym dzieckiem na świecie, a teraz znowu coś mu dziwnego odwaliło. Ma wahania humorków zupełnie jak mamusia w ciąży. Może dlatego Miki był aż taki humorzasty, jak go w sobie nosił...?
- Przeczytać ci bajkę czy mam sobie pójść? – spytałem, wchodząc do pokoju, zbierając spod nóg zabawki.
- Chcę mamę – bąknął, dalej będąc na mnie obrażony.
- Mamusia śpi, tylko ja ci zostałem. Bajka czy nie? – spytałem, mimo wszystko ten spokój zachowując.
- Bajka – powiedział po krótkim zastanowieniu. – Ta – powiedziawszy to, przed nosem znalazła się książka, którą chciał, abym mu przeczytał. On chyba całkiem nieźle panuje nad swoimi mocami, skoro potrafi bez większego problemu zrobił coś takiego. To dobrze, bo ja raczej nie potrafiłbym mu wytłumaczyć, jak ma nad tym zapanować. Pewnie znów serafiny będą musiały nam pomagać, bo ja o magii mam pojęcie jeszcze mniejsze, niż o Serafinach, a o Serafinach wiem przecież niewiele.
- Więc ta bajka – westchnąłem cicho, po czym chwyciłem ją i usiadłem na łóżku, by zaraz zacząć ją czytać.
Ku mojemu zaskoczeniu Merlin zasnął całkiem szybko i już bez żadnych cyrków, jakie to robił wcześniej. Powolutku, powolutku i w końcu przyzwyczai się do tego pokoju, ale nigdy się nie nauczy, jeżeli dalej będzie spał z mamusią. Dobrze, że z Misaki nie mieliśmy takich problemów, ale w sumie ona też prawie że od samego początku spała sama, więc to sytuacja lekko inna, ale i tak sobie poradzimy.
Po półgodzinie wróciłem do pokoju, gdzie mój mąż nie spał, a siedział w łóżku, czytając książkę, którą odłożył, kiedy zamknąłem za sobą drzwi. Swoją drogą, co to za zapach w naszym pokoju? Pierwszy raz go czuję... to te lilie? One tak pachną? Nawet nie wiedziałem, kierowałem się jedynie wyglądem. Kompletnie nie znam języka kwiatów, wiem, że żółtych róż się nie kupuje, czerwone oznaczają miłość... no i to wszystko. Już język aniołów lepiej mi wychodził, a nauczyłem się raptem podstaw i to bardzo dawno temu, ale coś tam bym wydukał. Najważniejsze, że potrafię powiedzieć „kocham cię”, więcej do szczęścia nie potrzebowałem.
- Śpi. Widzisz, tak to się robi – wyszczerzyłem się do niego głupkowato, wślizgując się pod kołdrę i wtulając się w jego oczywiście zimne ciało. – Mam do ciebie małe pytanie. Brakuje ci czegoś? Chciałbyś coś bardzo dostać? – spytałem niewinnie, patrząc na niego niepewnie. Do jego urodzin jeszcze trochę było, no ale dobrze byłoby już zacząć myśleć o jakimś prezencie dla niego. Nie miałem za bardzo pomysłu, co mu sprawić, a przypadkiem nie chciałem mu sprawić niechcianego prezentu, więc już wolałem się bezpiecznie dopytać wiedząc, że i tak zapomni albo nie domyśli się, po co mi ta wiedza. Dalej nie potrafi zapamiętać, kiedy ma urodziny, co było dosyć zabawne, no ale też bardzo dla mnie korzystne, kiedy tak planowało się niespodziankę...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz