Szczerze mogę przyznać, że jego słowa były akurat zabawne, a jednocześnie trochę dla mnie niezrozumiałe, dlaczego on się tak mną przejmuje? Przecież jestem zdrowy i poszedłem nad jezioro, tak jak tego chciał, a czas nie ma znaczenia, skoro już tu jestem, to oznacza, że nie chce już tam być, a martwienie się o mnie nie ma najmniejszego sensu, nie mówiąc już o tym, że nie ma to najmniejszego sensu ani potrzeby tylko niepotrzebnie się martwi, a jego serce potem na tym cierpi, naprawdę musi zacząć pracować nad sobą, aby coś w sobie zmienić, bo inaczej umrze szybciej, niż może podejrzewać, a z tym naprawdę sobie nie poradzę.
- Nie martw się o mnie, jestem duży i wiem, ile potrzebuje odpoczynku, ale poczuć się lepiej, to ty musisz na siebie uważać nie ja - Odpowiedziałem, całując jego usta, uśmiechając się do niego delikatnie - A co do twojej pracy, jeśli chcesz, możesz wrócić do straży, dzieci są już większe i na pewno sobie z nimi poradzę a tym, co myślą o tobie ludzie akurat najmniej powinieneś się przejmować - Starałem się go pocieszyć, nie chcąc, aby się przejmował, ludzie gadają i gadać będą zawsze, a my nie możemy się nimi przejmować, oni szczęścia nam nie dadzą, a my dzięki swojej miłości mamy wszystko to, co potrzebujemy i to, co kochamy, a oni gadać będą zawsze i to się po prostu nie zmieni.
- Jestem ojcem tych dzieci i nie mogę zostawić ich na twojej głowie - Zaczął, za bardzo przejmując się mną i dziećmi znów zapominając o sobie w tym wszystkim.
Wzdychając cicho, pokręciłem głową, kładąc dłoń na jego policzku.
- Przestań opowiadać głupot, tak jesteś tatą tych dzieci i tak wiem, że dzieci cię kochają, ale jeśli tylko tam możesz pracować to albo pójdziesz porozmawiać z Alishą, albo będziesz musiał wrócić do straży, jeśli tak bardzo chcesz wracać do pracy - Wyznałem, doskonale wiedząc, że musi wrócić prędzej czy później do pracy, by zarobić pieniądze na utrzymanie domu i rodziny.
Mój mąż nic nie powiedział, ciężko wzdychając a ja, aby go pocieszyć, złączyłem znów nasze usta w długim pocałunku, nie chcąc, aby się martwił.
- Kocham cię - Odparłem, nagle przerywając tę dyskusję i tak nie mając ochoty z nim na ten temat dyskutować, dobrze wiedząc, że on ma swoje zdanie na ten temat a ja swoje i to się po prostu nie zmieni.
- I ja ciebie mój aniel - Odpowiedział, uśmiechając się do mnie ciepło. Mam nadzieje, że jego nastrój, się od razu poprawił, a przynajmniej taką miałem nadzieje, zerkając nagle na kwiatka, od razu delikatnie uśmiechając się pod nosem, wciąż udając, że nie wiem o tym, co stało się z poprzednią rośliną, nie mówiąc już o tym, że jej wygląd troch się różni, ale niech będzie, nie zdradzę się przed nim niech myśli, że jest najlepszy.
- Przygotuje wam obiad jakieś specjalne życzenia? - Spytałem, stawiając synka na ziemi, który od razu zrobił się markotny, wyciągając w moją stronę rączki, chcąc mojej uwagi. - Nie Merlin - Zwróciłem się spokojnie do dziecka, które od razu zaczęło płakać, chcąc wsiąść mnie na litość. - Płacz głośno, bo sąsiedzi cię nie słyszą - Dodałem, mimo wszystko ignorując jego humorki.
- Niesamowite, mój aniołek potrafi zignorować płacz dziecka - Mój mąż patrzył na mnie z podziwem, a ja prychnąłem cicho, czując tę złośliwość z jego strony.
- Zabawne - Mruknąłem, mimo wszystko umierając się delikatnie, nie chcąc się ugiąć, nie ma mowy, płaczem do niczego mnie nie zmusi. - Wracając, zjesz może żurek? Albo kwaśnice? - Zaproponowałem, samemu mając ochotę zjeść coś kwaśnego, niby jeść nie muszę, ale czasem i ja zjeść lubię.
- Ty powinieneś odpocząć, ja zrobię dziś obiad - Zaproponował, cym lekko mnie rozbawił.
- A może zrobimy inaczej, pomożesz mi przygotować obiad, dzięki czemu zrobimy go razem znacznie szybciej - Zaproponowałem chcąc postawić na kompromis, tak abyśmy oboje byli zadowolenie..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz