To nie był aż taki głupi pomysł, chociaż jak dla mnie był to lekki pośpiech. Yuki ledwo co się wyprowadził, a jego pokój już miał zostać zajmowany...? Umawialiśmy się kiedyś, że będą dzielić razem pokój, ale jeszcze przez długi czas będzie to dla mnie pokój najstarszego dziecka. Do tej pory, jak czasem wstaję zaspany rankiem, by obudzić Misaki do szkoły, zaglądam także do pokoju Yuki'ego, by i ich obudzić na zajęcia, i dopiero wtedy jak widzę puste łóżko dociera do mnie, że ich nie ma i stresuję się przez resztę dnia. Coś czułem, że będę tak jeszcze miał przez długi, długi czas...
– Sorey? – głos mojego męża dotarł do mnie jakby z oddali.
Czyli znów się zawiesiłem, ostatnio zdarza mi się tak odpływać myślami nawet często. Jeszcze wcześniej Miki miał ten problem, ale po festynie i godzinki nad jeziorem mu się poprawiło. Dodatkowo zauważyłem teraz, że znacznie częściej wychodził właśnie nad jezioro, i to bez moich zachęt, ale to pewnie dlatego, by się porozumieć z Yukim. Cóż, niezależnie z jakiego powodu to robił, dla mnie mógłby to robić nawet codziennie, a ja dam sobie z dziećmi radę. Merlin jak do tej pory nożami nie rzucał ani nie stłukł, więc źle nie było. Właśnie, będę musiał odkupić ten temat wazon, a ponieważ żeby nie stał pusty, to dokupię jeszcze kwiaty, Miki raczej kwiaty lubił, więc nie powinno być z tym problemu. I muszę już powoli zacząć myśleć, co takiego kupić mu na urodziny, które już niedługo będą... Sporo rzeczy mam do zrobienia, a czasu i pomysłu brak.
– Bierzemy się za to dzisiaj, czy kiedy indziej? Łóżeczko będę musiał przenieść, bo to Yuki'ego będzie chyba jeszcze na niego za duże – powiedziałem, skupiając się na mężu już całkowicie. Może teraz, jak już wiem, że dotarli bezpiecznie do celu, będę spokojniejszy...? Ostatnio miałem problemy i z koncentracją, i ze spaniem i tak ogólnie ze wszystkim. Też słowa Mikleo odnośnie pani Caitlyn powinny mnie uspokoić, ale nie byłem jakoś specjalnie przekonany, nadal w głębi serca czułem, że gdzieś ją tam zawiodłem.
– Myślę, że dzisiaj, im szybciej tym lepiej – i znowu kolejne słowa z jego ust, których się w ogóle nie spodziewałem. Ciężko było go odzwyczaić do tego, by Merlin spał w swoim własnym łóżku, mając za miękkie serce, a teraz sam wychodzi z taką inicjatywą. Trochę go nie poznaję. – No co?
– Ale wiesz, że on tam będzie sam spał w pokoju, a nie z tobą? – zapytałem, zwyczajnie musząc się upewnić.
– No jak będzie bardzo marudny... – zaczął, a ja już wiedziałem, co szło dalej.
– Więc lepiej ja go będę kładł spać. Pójdę się tym zająć, skoro tego chcesz – powiedziałem, rozciągając się leniwie. Troszkę ruchu mi się przyda, a takie łóżeczko raczej ciężkie nie jest.
– Pomogę ci – od razu zaproponował Mikleo, a Merlin na jego rękach roześmiał się radośnie.
– Zajmij się Merlinem, by niczego nie zbił, ja dam sobie radę, raczej nic mi w plecach strzyknie – powiedziałem półżartem, chcąc by się chociaż troszkę uśmiechnął.
Niezbyt mi się to udało, ale mimo tego poszedłem na górę i powoli zająłem się tym przenoszeniem. Lekko nie było, ale jakoś udało mi się przetransportować łóżeczko i większość zabawek. W sumie, to jak już tak przeniosłem te rzeczy, to nagle w naszej sypialni tak dużo miejsca się zrobiło... I jakoś tak czyściej...
– Przeniosłeś już wszystko? – usłyszałem za sobą cichy głos Mikleo, dlatego odwróciłem się w jego stronę. Merlin na jego rączkach już spał, najwidoczniej zmęczony dzisiejszym dniem. Albo używaniem mocy. Zauważyłem, że odkąd zaczął przejawiać swoje magiczne zdolności, jest bardziej zmęczony, ale nie jestem pewien, czy jedno ma związek z drugim.
– Jeszcze tylko kilka zabawek mi zostało, ale jak chcesz, możesz go położyć – powiedziałem, odsuwając się od łóżeczka, by mógł czynić honory.
– No nie wiem, lepiej, abyśmy przy nim byli, jak się obudzi w nieznanym miejscu – no i zaczęły się wątpliwości.
– To nie jest nieznane miejsce, słońce, nie przesadzaj. Jak będzie coś nie tak, to na pewno go usłyszymy – próbowałem go przekonać. W końcu nie po to przenosiłem to wszystko do innego pokoju, by zaraz znowu odnosić do naszej sypialni, tego plecy moje mogłyby już nie wytrzymać. Wcześniej tak sobie z tym strzykaniem żartowałem, ale chyba coś musiało być z nimi nie tak, bo mnie trochę zaczęły boleć... Ach, ta starość.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz