Bez zastanowienia wstałem z kanapy, idąc przygotować mojemu mężowi coś lekkiego do jedzenia, a że nie miałem żadnego pomysłu, postanowiłem zrobić mu owsiankę, która była lekka i w miarę pożywna a przecież o to mi chodziło, aby coś miał w żołądku nie dużo, ale zawsze coś.
- Proszę - Przygotowane jedzenie postawiłem na stole, mając nadzieję, że chociaż troszeczkę z talerza zniknie.
- Dziękuję - Odpowiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie, nim spokojnie zaczął jeść owsiankę, co jakoś czas uważnie mi się przyglądając.
- Coś nie tak? - Dopytałem zmartwiony, nie rozumiejąc jego spojrzenia, może coś wciąż było z nim nie tak, a ja tego nie widziałem?
- Ze mną nie ale z tobą chyba tak, masz straszne wory pod oczami, a to mnie martwi - Przyznał, kładąc dłoń na moim policzku. Zadając mi pytanie - Jak ja się w domu znalazłem? - Po tym pytaniu westchnąłem cicho, chwytając jego dłoń.
- Po pierwsze o mnie się nie martw, ja jestem zdrowy, a po drugie wykorzystałem nasz pakt, aby przejąć kontrolę nas twoim ciałem, tylko tam mogłem, doprowadził cię do domu - Przyznałem, uśmiechając się delikatnie.
- A czy to na pewno było bezpieczne?
- To zależy, gdyby twoje serce nie wytrzymało, to oboje byśmy pożegnali się z życiem - Powiedziałem to szczerze, chociaż nie chciałem, znając doskonale reakcję mojego męża, na to, co uczyniłem.
- Chcesz mi powiedzieć, że ratowałeś mnie, mimo że wiedziałeś, jakie są tego konsekwencje? Przecież ty mogłeś umrzeć - Przestając jeść, spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Chce ci powiedzieć, że nie mogłem zostawić cię tam samego, to byłoby niebezpieczne, a do tego nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało, ponadto Misaki nigdzie by bez ciebie nie poszła- Wyjaśniłem, dając mu do zrozumienia, że cokolwiek powie i tak nie zmieniłbym decyzji, nawet gdyby mógł, kocham go i chronić będę za wszelką cenę.
Sorey westchnął cicho, ale nic już nie powiedział, przytulając mnie do siebie, mocno trwając tak kilka minut.
- Jedz, zaraz ci wystygnie - Poprosiłem, uśmiechając się do niego ciepło.
- Kocham cię - W odpowiedzi pocałował moje usta, wracając do jedzenia.
- I ja ciebie kocham - Wyznałem zgodnie z prawdą, uważnie go obserwując, jak jadł, męcząc się przy tym niemiłosiernie.
- Już nie mogę - Przyznał, opierając plecy o kanapę.
- Nic nie szkodzi i tak dobrze, że coś zjadłeś - Przyznałem, zanosząc talerz do kuchni, posprzątam z rana a teraz najważniejsze, aby mój ukochany odpoczywał. - Chodź, położyły się do łóżka - Poprosiłem, wyciągając w jego stronę rękę, którą uchwycił, powoli idąc do sypialni, gdzie bardzo chętnie się położył, wtulając w moje ciało, zasypiając szybciej niż podejrzewałem, mój biedny mąż, obu jutro poczuł się już lepiej.
Dzień następny rozpoczął się dosyć wcześnie, a wszystko z powodu naszej córki wchodzącej do naszej sypialni chcąc sprawdzić, czy z jej tatusiem wszystko w porządku mocno się do mojego przytulając.
- Tatusiu nie umieraj - Wydumała, zaczynając płakać w ramionach ojca, lekko nas tym zaskakując, nikt przecież nie umiera, jej tatuś poczuł się źle, ale nie umiera i nie umrze, ja mu na pewno na to nie pozwolę.
- Zostawię was samych, niech Misaki się trochę uspokoi, zajrzę do Merlinka i przygotuje wam śniadanie - Odezwałem się do męża, całując go w usta, głaszcząc córkę po włosach, wychodząc z naszej sypiali, zerkając do synka, który wciąż jeszcze spał nie budząc go, zszedłem do kuchni, gdzie spokojnie zabrałem się za przygotowywanie posiłku, dając naszej córce spokojnie porozmawiać ze swoim tatusiem.
<Pasterzyku C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz