Misaki nie była zachwycona z powodu nauki, no ale nie mogłem jej pozwolić na olanie szkoły. Nie każę jej też być najlepszym we wszystkich przedmiotach i nigdy nie będę tego od niej wymagał. Chcę, by miała czas na życie i rozwijanie swoich własnych pasji, ale też chcę, aby miała w miarę przystępne oceny. Myślę, że to nie są jakieś specjalnie wielkie wymagania, a młoda jeszcze w przyszłości to zrozumie.
- Braciszku! – krzyknęła wesoła Misaki, podbiegając do Yuki’ego i się do niego przytulając. Po kim ona taka ożywiona i pełna energii, to ja nie wiem, ale uroczo się patrzy na relację jej i starszego brata. Ona jeszcze nie wie, że wkrótce jej kochany braciszek wyruszy w podróż i nie zobaczy go przez długi, długi czas... – Musisz mnie ratować. Tata chce, abym się nauczyła tabliczki mnożenia – wyszeptała niby to przerażona, ale wszyscy wokół doskonale wiedzieli, że młoda się tylko zgrywa, a przynajmniej tak w połowie.
- Nie ja, tylko twoja nauczycielka, to do niej proszę kierować wszelakie zażalenia, ja cię tylko z tym pilnuję. Poza tym, tabliczka mnożenia to podstawa – wyjaśniłem jej, czochrając jej włoski. – A wy jak się bawiliście na festynie? – zmieniłem temat, chcąc poświęcić teraz trochę czasu innym moim dzieciom, zwłaszcza, że niedługo będę musiał ich pożegnać... rany, nie wiem, czy to przeżyję.
Yuki i Emma zaczęli na przemian opowiadać, a do opowiedzenia mieli sporo, bo nie mam za bardzo pojęcia, o której wrócili, podejrzewam, że albo późną nocą, albo nad ranem. To chyba nie było do końca mądre z naszej strony puszczać ich nocą na festyn pełen ludzi i pozwalając im się bawić całą noc. Co prawda, helion raczej by ich nie zaatakował, bo odkąd dawno temu oczyściłem podziemia tego miasta, już ich w mieście nie ma, no ale są ludzie, a oni potrafią być jeszcze gorsi od potworów. Następnym razem będę nieco bardziej się określał, jak chodzi o godzinę powrotu do domu. O ile jeszcze zdążę to zrobić.
- Festyn będzie jeszcze dzisiaj, więc możesz się udać razem z mamą – zaproponował na sam koniec.
- Obawiam się, że to nie jest do końca możliwe, ktoś musi zajmować się dziećmi – odpowiedziałem, zerkając w stronę Mikleo, który właśnie szedł do kuchni pewnie by nam podać obiad. I zignorowałem przy tym głośne oburzenie ze strony Misaki, która wszem i wobec wszystkim oznajmiła, że nie jest dzieckiem.
- My możemy się nimi zająć. Nas jest dwójka, ich jest dwójka, damy sobie z Emma radę – Yuki koniecznie chciał mnie przekonać do swojego pomysłu, czego do końca pewien nie byłem. Nie wiem, czy Miki w ogóle będzie chciał wychodzić z domu po tym, co tamten idiota mu zrobił. Dzisiaj z Misaki wyszedł, fakt, ale z tego co widziałem przez okno, byli na podwórku, a nie wychodzili nigdzie dalej.
- Najpierw muszę porozmawiać o tym z mamą. A ty mi się tu nie rozkładaj z rysowaniem, bo zaraz będziesz obiad jadła – odpowiedziałem zauważając, że Misaki przyniosła sobie kartkę, kredki i inne takie duperele do rysowania.
- Nie jestem głodna – bąknęła, ale nie wysypała kredek na cały stół, jak to miała w zwyczaju.
- Znasz zasady. Musisz zjeść obiad, nie musi to być dużo, no ale coś zjeść musisz. Inaczej nie będziesz miała siły na naukę tabliczki mnożenia – wyjaśniłem jej, po raz ostatni czochrając jej włosy i idąc do kuchni, by pomóc Mikleo w nakładaniu obiadu. – Miałbyś może ochotę na wypad na festyn? – spytałem niewinnie, pomagając mu rozkładać sztućce.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz