Czy to było aż takie zaskakujące to tak do końca nie jestem pewien. Tak samo jak małżeństwo było od niej wymagane, tak samo było z posiadaniem potomka, a już najlepiej, gdyby był to chłopiec, a nie córka... wbrew pozorom, życie królowej nie jest tak fajne i kolorowe, jak sądziła chociażby Misaki. Oczywiście takie życie ma też swoje dobre strony, ale nie wolno zapominać o tych złych.
- Prędzej czy później do tego by doszło – powiedziałem, odkładając ostrożnie prezent od Alishy na stół. Swoją drogą, było to całkiem ciężkie i chyba szklane, sądząc po odgłosach, jakie dochodziły z paczuszki. Ona naprawdę chce nas rozpieścić...? Nam daje coś takiego, Misaki dostała sukienkę, buciki i jakieś ozdoby do włosów, które swoją drogą są prześliczne i widziałbym je także we włosach mojego męża, Merlin dostał wielkiego misia, a my... cóż, to się zaraz okaże. – Chcecie coś do jedzenia? – dopytałem, patrząc na dzieci. Szczerze trochę w to wątpiłem, ponieważ Alisha ugościła nas naprawdę po królewsku, a na stole niczego nie brakowało, nawet słodkości dla dzieci.
Oczywiście otrzymałem od nich odpowiedź przeczącą, dlatego kazałem Misaki iść się umyć, po czym wziąłem markotnego Merlina na ręce, by się nim zająć. Miki chyba miał go trochę dość, a ja mu się wcale nie dziwiłem, też momentami miałem go dość, no ale to był mój syn i musiałem się nim zająć, czy tego chciałem, czy też nie. Chciałem go wykąpać, ale zanim doszedłem z nim do łazienki, ten zasnął mi na rękach. Cóż, najwyżej rano się go umyję, a teraz ostrożnie go przebiorę i położę do łóżeczka, w końcu nic złego się nie stanie, jeżeli raz go na wieczór nie wykąpiemy... Byleby go nie obudzić, bo jak go się obudzi, to później będziemy mieć wielki problem z uśpieniem go.
Na szczęście udało mi się zmienić jego ubranka na piżamkę bez budzenia go. Przykryłem go kołderką, zostawiłem zapaloną świeczkę, by jakieś źródło światła w tym pokoju było, i opuściłem pomieszczenie, zostawiając uchylone drzwi, by rozwalony na swoim posłaniu Cosmo miał jak wyjść. Nim zszedłem na dół zajrzałem do Misaki, której już udało się wykąpać i nawet zasnąć, z książką w rękach. To był całkiem uroczy widok, trochę przypominała przy tym mnie, w końcu ja nie raz zasypiałem z książką w rękach. Mikiemu raczej się to nie zdarzyło, zawsze wiedział, kiedy skończyć, w przeciwieństwie do mnie. Cichutko wszedłem do pokoju, zabrałem książkę z jej rąk, ostrożnie poprawiłem ją na łóżku, przykryłem kołdrą, a na koniec ucałowałem ją w czółko i zgasiłem świeczkę. Była padnięta i wcale jej się nie dziwiłem, dzieciaki miały tam kącik pełen zabawek i aktywnie z niego korzystały, a Cosmo wraz z nimi. Jeszcze nie chciała wracać, nawet pytała się, czy może zostać na noc i pewnie byśmy się na to zgodzili, gdyby nie to, że jutro ma lekcje. Alisha nam zaproponowała, byśmy następnym razem przyszli w sobotę albo piątek, dzięki czemu wszyscy będziemy mogli spędzić u niej noc. Szczerze, to nie byłem do końca pewien, czy powinniśmy nadużywać jej gościnności, kiedy jest w takim stanie. Teraz powinna skupić się na sobie, nie na nas.
- A te naczynia skąd? – zapytałem, kiedy zszedłem na dół. Na stole była rozstawiona bardzo ładna zastawa, która chyba nie należała do nas. Niezbyt pamiętałem, jakich dokładnie my na co dzień używaliśmy naczyń, ale na pewno nie mieliśmy takich pozłacanych...
- Prezent od Alishy. Są wspaniałe, prawda? Teraz możemy przyjmować gości – odpowiedział zadowolony Mikleo, najwidoczniej zachwycony z powodu prezentu. Znaczy, mi też się podobał, ale...
- A co jest nie tak z naszymi naczyniami, że nie mogliśmy przyjmować gości? – zapytałem, niezbyt go rozumiejąc. Faktycznie, nasze naczynia były w porównaniu z tym prezentem bardzo biedne, no ale nie były najgorsze i dało się z nich jeść, a mi to w zupełności wystarcza.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz