środa, 26 października 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem do końca przekonany co do jego tłumaczenia, jak dla mnie powinien mówić mi  takich rzeczach, zwłaszcza, że tutaj mogłem mu pomóc. Nie do końca mi to wyszło, mogłem zrobić to lepiej, ale nie miałem za bardzo czasu na myślenie, popędzałem sam siebie, ponieważ nie widziałem, kiedy kobieta by sobie poszła. Poza tym, sprawa ta może nie jest jeszcze stracona, kobieta ma całą noc na przemyślenia, więc może rano do nas zajrzy... liczyłem trochę na to, to na pewno dobrze wpłynie na samopoczucie mojego męża. 
Przytuliłem go do siebie, pozwalając mu wyzbyć się tych wszystkich emocji. Od tego w końcu tu jestem, by mógł się wypłakać w moje ramię, przytulić się do mnie, gdy tego potrzebuje czy też po prostu porozmawiać, gdy ciężko mu na sercu było. Szkoda tylko, że nie zawsze mnie takiego postrzegał... 
- Następnym razem powiedz mi, jak coś cię będzie martwiło, nawet, jakby była to zwyczajna głupota. Jestem tu dla ciebie, by cię wspierać  w każdym twoim problemie – wyszeptałem, gładząc go po plecach. Taki prosty gest, a zawsze działał na niego uspokajająco, podobnie jak bawienie się jego włosami. Aż mi się przypomniało, jaki był oburzony, kiedy po raz pierwszy zaproponowałem mu, abym je uczesał. I że nie chce żadnych „dziewczęcych” fryzur. Teraz nie ma problemu z niczym, a mi to jak najbardziej odpowiadało, z jego włosami pracowało się wspaniale i z tego, co już zdążyłem zauważyć, włosy Misaki zachowywały się podobnie. Dobrze, że ode mnie odziedziczyła tylko ich kolor, inaczej miałaby z nimi wielki problem. 
- Masz swoje problemy, nie chciałem cię jeszcze obarczać swoimi – na jego słowa westchnąłem cicho.. Zdecydowanie za wiele zachowań przejął ode mnie. Gdyby to były te dobre zachowania, nie miałbym z tym problemu, ale on, chyba na złość i sobie i mi, zdecydował się podejrzeć te takie niezbyt dobre. I co ja z nim mam... 
- Twoje problemy są moimi problemami, słońce. Czujesz się już lepiej? – zapytałem, patrząc na niego z uwagą. Co jak co, ale ja trochę zmęczony jestem i poszedłbym do łóżka. Może nie będziemy budzić się tak samo wcześnie, jak dzisiaj, no ale i tak lepiej wykorzystać jak najwięcej czasu na sen, bo później będę zasypiał, idąc. – Chodźmy więc spać – dodałem, kiedy mój mąż pokiwał głową na moje słowa. To łóżko nie było tak wygodne, jak to nasze, no ale lepsze takie niż podłoga, na której też podczas wypraw potrafiłem spać. Niby nie musiałem wtedy tego robić, ale wolałem, aby to mój mąż i Yuki spali na wygodniejszym posłaniu, niźli ja miałbym to robić. 
Rankiem to ja musiałem budzić naszą córkę, a nie ona mnie, co było całkiem satysfakcjonujące. Nie spieszyliśmy się za bardzo z ogarnianiem, ponieważ nie mieliśmy za bardzo po co. Teraz nikomu nie spieszyło się do domu. Śniadanie zjedliśmy z naszego prowiantu, nie chcąc wydawać więcej pieniędzy na niepewne jedzenie. Zaczęliśmy już nawet powoli się pakować i w tym samym momencie usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Szybko spojrzeliśmy po sobie z Mikim, po czym podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Jak podejrzewałem, była to mama Mikleo, już w znacznie lepszym stanie. 
- Dzień dobry... nie przeszkadzam? – spytała niepewnie, zaglądając do środka.
- Nie, oczywiście, że nie. Proszę wejść. Dzieciaki, co powiecie na szybką rundkę po rynku? – dopytałem, biorąc na ręce Merlina. Miki i pani... jakaś, nie mam pojęcia, jak się nazywa, na pewno chcieliby zostać teraz sami. – Daj mi znać, jak skończycie, przyjdę i pomogę ci się zabrać z pakunkami – dodałem, to kierując do męża, który nie wyglądał jakoś za pewnie, dlatego przybliżyłem się do niego i delikatnie ucałowałem go w policzek. – Dasz radę, Owieczko – wyszeptałem, uśmiechając się delikatnie.

<Owieczko? c:>
                                 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz