Miki jeszcze chyba nie do końca był świadom tego, że już dawno wstałem, zrobiłem śniadanie dzieciom, odprowadziłem młodą do szkoły i nawet przyniosłem drewna na opał... jednym słowem wszystko było zrobione i jedyne, to nacieszyć się sobą. Z chęcią wślizgnąłem się pod kołdrę i wtuliłem się w jego ciało, które znowu do najprzyjemniejszych nie należało. Nie było mnie raptem godzinę, może trochę dłużej, a on już jest cały lodowaty. Latem to jest błogosławieństwo, ale teraz zdecydowanie wolałbym się przytulić do ciepłego ciała.
- Trzeba obudzić małą – wymamrotał po kilkunastu minutach, a ja wyczułem w jego głosie niechęć. Wcale mu się nie dziwiłem, też by mi się nie chciało wstawać, no ja musiałem. On nie musi.
- Nic nie trzeba, wszystko jest zrobione. Może trzeba jeszcze w kominku napalić, ale to zaraz – wyjaśniłem mu, gładząc go po włosach. Takie mięciutkie, i pachnące, i ogólnie takie przecudowne...
- Czemu mnie nie obudziłeś? – odparł z wyrzutem, odwracając się w moją stronę.
- A po co? Dałem sobie ze wszystkim radę, a ty sobie porządnie wypocząłeś – uśmiechnąłem się do niego szeroko, nie widząc w tym niczego złego. Moje serca ma się świetnie, Mikiemu na pewno dobrze zrobił taki dłuższy sen.
- To ty miałeś wypoczywać, nie ja – zauważył, całując mnie w czubek nosa.
- Poproszę w tym momencie o buziaka, bo to się zalicza do „coś w tym stylu” – mój mąż zaśmiał się na moje słowa i pocałował mnie w policzek. – Jak będę odbierać Misaki, jeszcze zajrzymy jeszcze na rynek, młoda chciała wybrać jakiś prezent na te urodziny.
- Słyszę niechęć w twoim głosie – trafnie zauważył, patrząc na mnie z delikatnym rozbawieniem. – Nie przesadzasz troszeczkę? To tylko dzieci, nic dziwnego sobie nie wymyślą.
- Ja jak byłem mały, to chciałem wziąć z tobą ślub. A ty się na to zgodziłeś – przypomniałem mu, patrząc na niego wymownie.
- Po pierwsze, to inna sprawa. A po drugie nie pamiętam, czy faktycznie tak było – obronił się, pokazując mi język. – Nie chce mi się wstawać – przyznał po chwili, rozciągając się na łóżku.
- To nie wstawaj. Póki Merlin śpi, nie musimy się o nic martwić – pogładziłem go po policzku, także nie za bardzo chcąc wstawać. Leniwy poranek zawsze był przeze mnie mile widziany, tylko szkoda, że ostatnio nie za bardzo mieliśmy na to czas.
Mój mąż uśmiechnął się do mnie uroczo i nagle, bez żadnego ostrzeżenia usiadł na moich biodrach, wpijając się w moje usta. Zamruczałem zadowolony z takiego rozpoczęcia dnia i położyłem dłonie na jego biodrach, zaczynając drażnić jego ciało, które od razu zareagowało na mój dotyk. On, ja i łóżko, i czego tu chcieć więcej od życia?
Dni powoli mijały i nim się obejrzałem, nastał weekend i te głupie urodziny u kolegi Misaki, którego imienia już nie pamiętałem. Wieczorem zaprowadziłem ją pod wskazany adres, a odebrać ją miałem następnego dnia rano, co już w ogóle mi się nie podobało. Nie za bardzo chciałem ją zostawać na tak długi czas pod opieką obcych ludzi, ale też wiedziałem, że jeżeli się nie zgodzę, młoda będzie później miła mi to za złe, bo tylko ona wcześnie wróci do domu, więc chcąc nie chcąc, musiałem na to przystać.
Jak wróciłem do domu, zabrałem się za przygotowanie jedzenia pozostałym ludzkim członkom naszej rodziny oraz zwierzakom, które już od przekroczenia progu łasiły się do moich nóg. Odkąd tylko wróciłem, czułem jak stres ściska mi żołądek, a to wszystko z powodu nieobecności mojej córeczki. Inaczej się czułem, kiedy młoda była pod opieką ludzi, których znałem doskonale, a inaczej, kiedy spędza noc w obcym miejscu. Jak zostawiałem ją na jakiś czas w Azylu, to chociaż Yuki się nią zajmował, a teraz... możliwe, że odrobinkę byłem przewrażliwiony na jej punkcie, ale to moja córeczka, jak ja mam się o nią nie martwić?
- Tato? Mam do ciebie małe pytanie... – usłyszałem niepewny głos Yuki’ego. Nie za bardzo mi się spodobał jego ton, dlatego zostawiłem na moment mięso, które kroiłem dla zwierzaków, i odwróciłem się w jego stronę. Mikleo także siedział na dole w kuchni i zauważyłem, jak wymieniają pomiędzy sobą zaniepokojone spojrzenia. Czy oni znowu wiedzą coś, o czym nie wiem ja? Czemu ja zawsze dowiaduję się o nowościach w tym domu jako ostatni? To jest naprawdę niefajne.
- No jakie? – spytałem, starając się zachować spokój, by go przypadkiem nie speszyć, no ale to było całkiem trudne.
- Co zazwyczaj bierzesz, kiedy idziesz na wyprawę? – zapytał, patrząc nie na mnie, a gdzieś obok. Czyli go nie przekonałem wtedy do zmiany zdania...
- Na pewno chcecie wyruszać? – spytałem, na moment zerkając w stronę męża. Wiedział o tym, i mi nie powiedział. A później wszyscy się dziwią, że się denerwuję, ale jak mam się nie denerwować, kiedy okazuje się, że ja dowiaduję się o wszystkim ostatni?
- Im dłużej zwlekamy, tym gorzej dla nas.
- Ale o tej porze roku? Zaraz będzie zima, powinniście ją przeczekać tutaj – mimo wszystko chciałem go przekonać do pozostania, nie chcąc go wypuszczać na tą wyprawę. Nadal uważałem, że jest na to zbyt młody i na takie rzeczy jeszcze będzie miał czas...
- Najpierw chcemy się udać do Azylu, a później zobaczymy – jego następne słowa też mi się nie spodobały. Po co do Azylu? Źle im tutaj?
- Na jak długo chcecie iść? Gdzie? W jakim celu? Mama mi o niczym nie mówiła, więc nic nie wiem o tej twojej wyprawie – to ostatnie zdanie powiedziałem z wyrzutem, patrząc wymownie na męża. Byłem na niego trochę zły, na Yukiego zresztą też, o wszystkim dowiaduję się ostatni, dobrze, że mnie chociaż córka zawsze o wszystkim informuje...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz