Mój mąż zadał bardzo dobre pytanie, na które odpowiedzi nie znałem. Nie robiliśmy w końcu niczego złego, nikogo nie krzywdziliśmy, i nawet niezbyt się z tym obnosiliśmy doskonale wiedząc, że nie każdy chciałby na to patrzeć. Jedyne, co robiliśmy, to trzymaliśmy się za ręce, a ludzie i tak patrzyli na nas, jakbyśmy szczeniaczka kopnęli. Chociaż, to bardzo złe porównanie, ponieważ na takie zachowanie raczej mało kto zwróciłby uwagę. Poza mną, nikt nie zwrócił uwagę ani na Coco, ani na Cosmo, a teraz są z nich takie kochane pluszaki.
- Odstajemy od powszechnie znanej normalności, to wszystko – odparłem, cicho wzdychając. Chyba najgorsze było to, że dzieci to wszystko widziały i chłonęły... oby to nigdy nie miało wpływu na ich życie później. Faktycznie, Misaki już miała przez nasz związek problemy w poprzedniej szkole, ale na ten moment chyba wszystko jest w porządku. Z chęcią chodziła do szkoły, nie skarżyła się na nic, jej oceny też nie wskazywały na to, że coś się dzieje, i miałem nadzieję, że pozostanie tak jak najdłużej.
- Ale jesteśmy normalni. Albo przynajmniej ty, bo ja dla nich mogę wydawać się trochę inny – trochę racji miał, bo jednak człowiek aniołowi nigdy równy nie będzie, no ale ja normalny nie byłem, nie jestem i nie będę, ale już nie będę tego poruszać, bo zgaduję, że powiedział to z grzeczności.
- Nie rozmyślaj nad tym, bo tego nie pojmiesz. Zignoruj ich – poprosiłem, szybko całując go w policzek. Jedynie ledwo musnąłem wargami jego skórę wiedząc, że gdybym zrobił coś więcej, najprawdopodobniej zostalibyśmy zjedzeni żywcem.
Już więcej o ludziach nie rozmawialiśmy wiedząc, że to nie ma za wiele sensu, a postanowiliśmy troszkę przyspieszyć kroku. Mikleo wziął Merlina na ręce, ku jemu lekkiemu niezadowoleniu, ale na szczęście nie robił żadnych scen. Jeszcze nam tego brakowało, by ludzie zaczęli myśleć, że znęcamy się nad dziećmi. Chociaż, pewnie niektórzy z nich już tak myśleli, wcale bym się nie zdziwił, plotkowanie to to, co ludzie wręcz kochają robić.
Na szczęście po piętnastu minutach byliśmy pod zamkiem. Oczywiście nie mogliśmy tak od razu wejść, najpierw musieliśmy troszkę poczekać, aż królowa zostanie poinformowana o naszym przybyciu. A kiedy już została poinformowana, zostaliśmy zaprowadzeni do odpowiedniej komnaty oraz otrzymaliśmy informację, że mamy czekać, aż królowa się przygotuje. No oczywiście, jak to kobieta... jestem pewien, że już teraz wygląda olśniewająco, ale i tak musi wyglądać dla nas jeszcze lepiej.
- Ciocia Alisha! – krzyknęła Misaki, kiedy drzwi do komnaty otworzyły się, a w progu stanęła nasza wspaniała królowa. Dziewczynka podbiegła w jej stronę z radosnym okrzykiem, a jej malutki braciszek oczywiście za nią. Skąd w tych dzieciach tyle energii? Po kim one to mają? Bo po mnie na pewno nie, a po Mikim tym bardziej. Chociaż, podczas pełni Miki ma masakrycznie dużo energii... że ja kiedyś mu dawałem radę i za nim nadążałem.
- A cóż to za dwa słodziaki? Mam coś dla was. Gdybym wiedziała wcześniej, przygotowałabym wam coś lepszego – powiedziawszy to, zerknęła w naszą stronę z lekkim wyrzutem. Więc nie dość, że przygotowywała, to jeszcze przyniosła nam wszystkim prezenty. Właśnie, nam wszystkim, nie tylko dzieciom, co niezbyt mi się podobało. To my jesteśmy jej gośćmi, więc to my powinniśmy jej prezenty przynosić, nie na odwrót.
- Następnym razem wyślę do ciebie gońca – powiedziałem żartobliwie, podchodząc do niej, by się z nią przywitać pocałunkiem w policzek. Miki nie był o nią zazdrosny, więc mogłem sobie pozwolić na takie rzeczy. – Wiesz, że nie możemy tego przyjąć? – dodałem, wskazując ruchem głowy na ładnie zapakowane paczki.
- A ja odmowy nie przyjdę. No, i tyle by było w temacie, siadajcie, mówcie, na co macie ochotę i opowiadajcie – oczywiście, Alisha jak to Alisha nie przyjęła odmowy. I że ja mam ją jeszcze prosić o pracę... no nie mógłbym, po prostu bym nie mógł, już teraz czuję się źle z tym, że ona nam daje prezenty, a ja nie mam dla niej nic...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz