niedziela, 30 października 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Było mi naprawdę szkoda Mikleo, miał mieć naprawdę taki przyjemny poranek i pewnie by właśnie taki był, gdyby nie ja i to nieszczęsne szkło. Niepotrzebnie wstawał z tego łóżka, prędzej czy później w końcu jakoś bym się opatrzył, a jestem pewien, że tego słodkiego śniadania, które mu przyniosłem, nie zjadł za dużo... Że też Merlin musiał sobie upatrzyć tylko i wyłącznie jego. I że ja mam tak po prostu iść do pracy i zostawić go samego z dziećmi, jak już teraz mówi mi, że czuje się nim wykończony, a ja mu w tym wszystkim niezbyt pomagam. 
- Dzień jest jeszcze młody, wszystko jest zrobione, więc możesz wrócić do sypialni i spróbować się zrelaksować, nie jest jeszcze za późno, a ja się zajmę naszym diablikiem  – zaproponowałem, podchodząc do niego i przytulając się do niego ostrożnie. Był strasznie spięty, a to mi mówił, że mam chodzić zrelaksowany... teraz na przykład jestem bardzo zrelaksowany, a chyba byłem nieco bardziej poszkodowany, a przynajmniej fizycznie. 
- Chyba już nie będę w stanie – przyznał, ciężko wzdychając i opierając głowę o moją klatkę piersiową. – Nie jesteś na niego zły? – zapytał lekko zaskoczony po dłuższej chwili takiego przytulania, które bardzo mu pomogło, jego mięśnie już nie były takie spięte.
- Na Merlina? Nie, czemu miałbym być? To był wypadek, był tak samo przerażony jak ja, więc ewidentnie nad tym nie panował. Inaczej byłoby, gdyby ewidentnie zrobił to specjalnie – wyjaśniłem mu, nie czując żadnego żalu do syna. Wiedział, że zrobił źle, i to mi w zupełności wystarczało. Nie jego wina, że nad tym nie potrafi do końca panować nad swoją mocą, ma dopiero dwa lata, nad czymś takim nie da się zapanować w takim wieku. 
- Więc jesteś bardziej wyrozumiały ode mnie – wymamrotał, nie odsuwając się ode mnie ani na milimetr. Najwidoczniej potrzebował mojej obecności, by się uspokoić, a ja nie widziałem w tym żadnego problemu. Niech korzysta z tego spokoju, póki Merlin jest na niego obrażony. 
- Raz na jakiś czas ten surowy rodzic musi pokazać, że jest też dobry – powiedziałem rozbawiony i pocałowałem go w czubek głowy. – Przyniosę ci śniadanie z góry i zobaczę, co tam w tym salonie tak cicho. 
- A ty dzisiaj jadłeś? Może zjemy je razem? Dużo mi tego przygotowałeś, nie zjem wszystkiego sam – zaproponował, patrząc na mnie prosząco. No i jak ja miałbym się oprzeć takiemu spojrzeniu? 
Tak jak mnie Miki poprosił, zniosłem prawie że nietknięte śniadanie do kuchni, które wspólnie zjedliśmy. Naleśniki były już wystygnięte, więc nie były aż tak dobre, ale jakoś je zjedliśmy. Później chciałem po nim posprzątać, ale mój mąż mi na to nie pozwolił, wyprzedzając mnie w tym. I bądź tu człowieku dobry, chcę go odciążyć w obowiązkach domowych, by mógł się zrelaksować, a on nie chce, aby mu pomagać. I jak tu z takim żyć? 
Skoro Miki sprzątał, poszedłem do salonu zobaczyć, co takiego robił nasz syn. Było podejrzanie cicho, a jak wiadomo, jak jest cicho, kiedy ma się małe dzieci, to te mogły coś dziwnego wykombinować. Na szczęście Merlin siedział cichutko w kącie i sobie pochlipywał. Krzyk mamy naprawdę nim wstrząsnął... 
- Mamusia jest na ciebie troszkę zła – powiedziałem cicho, biorąc go na ręce. – Powinniśmy zrobić coś, dzięki czemu poczułaby się miło. 
- Przeplaszam – powiedział cichutko, pociągając noskiem. 
- Mhm, i może jeszcze narysujemy jej coś ładnego, co ty na to? – zaproponowałem, na co pokiwał głową. No to chociaż Miki będzie miał czas na uspokojenie i na to, by mu trochę serce zmiękło. Merlin nic by nie musiał robić, by Miki przestał się na niego gniewać, no jak się troszkę postara, to też nic złego się nie stanie. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz