Szczerze mówiąc, byłem troszkę zdenerwowany tymi całymi odwiedzinami jego mamy, chociaż bardzo starałem się, by tego po sobie nie poznać. W końcu, jakby to o mnie świadczyło? Taki duży mężczyzna, a boi się drobnej, starszej kobiety... znaczy, nie boję się jej samej w sobie, a bardziej tego, jak wypadnę w jej oczach. Nie chciałem przecież, aby postrzegała mnie źle, w końcu widziałem, jak ważne było dla Mikleo to, by się z nią dogadać... ja wiem, wydawała się być bardzo miłą kobietą, ale pierwsze wrażenie może być mylne. Może w tym przypadku się to nie sprawdzi, ale i tak wolę dmuchać na zimne.
Uśmiechnąłem się do niego delikatnie i kiwnąłem głową, by zaraz zniknąć na górze. Oby tylko to łóżko jej podpasowało, to najlepsze i najwygodniejsze łóżko w tym domu, więc nic lepszego jej zaoferować nie możemy. My jakoś przeżyjemy te dwie noce na kanapie, moje plecy będą później krzyczeć z bólu, no ale dam sobie radę, nie z takimi rzeczami miałem do czynienia.
Zmieniłem naszą starą pościel na tą czystą, świeżą i pachnącą, a naszą zaniosłem do łazienki. W międzyczasie otworzyłem okno, by się trochę przewietrzyło, bo ostatnio wbrew porze roku zrobiło się całkiem ciepło, więc zaprzestałem nawet palenia w kominku. Jeżeli oczywiście pani... cholera, jak ona miała na imię? Miki mi chyba o tym mówił... albo mi nie mówił...? Nie pamiętam, ale jakkolwiek by się ona nie nazywała, jeżeli jej będzie zimno, napalę w kominku, który znajduje się w naszej sypialni.
Jak już znajdowałem się na górze, to przy okazji upewniłem się, czy nasza sypialnia jest dostatecznie czysta, i czy nasze kwiatki mają dostatecznie dużo wody. Zastanawiałem się także, czy nie znieść już zapasową kołdrę i poduszki, czy może zrobić to jeszcze później, ale w tym samym momencie mój mąż zawołał mnie na śniadanie. Więc może później to zrobię, pani Mama Mikleo może chcieć posiedzieć najpierw trochę w salonie, więc lepiej, jakby tam na kanapie nic takiego nie leżało.
Przy stole Mikleo wytłumaczył dzieciom, jakiego gościa się spodziewamy, na co strasznie się ucieszyły. Misaki była strasznie podekscytowana, a jak ona była podekscytowana, to i ja jej braciszek był podekscytowany. Szkoda, że ja nie potrafiłem dzielić ich podekscytowania, a zamiast tego byłem to coraz bardziej poddenerwowany, a mimo tego starałem się mieć cały czas na twarzy uśmiech. W końcu tyle rzeczy może pójść nie tak, jak chociażby to, że Merlin znowu może zacząć mieć swoje jakieś humorki. Co prawda, po naszym małym wypadku znacznie się uspokoił i już tak nie szalał za mamą, ale nigdy nic nie wiadomo, młody potrafił być nieprzewidywalny, zupełnie jak mamusia.
- Czy mi się wydaje, czy jesteś trochę zdenerwowany? – zapytał się mnie Mikleo, kiedy dzieci już poszły się bawić, a ja i Mikleo zostaliśmy w kuchni, by posprzątać po śniadaniu.
- Ja? No co ty, czym miałbym się niby denerwować? – odpowiedziałem pytaniem, szczerząc się do niego.
- Właśnie nie wiem, dlatego się pytam. Wiesz, że nie ma żadnego powodu, dla którego miałbyś się denerwować? Musa to wspaniała kobieta, zobaczysz – postarał się mnie uspokoić, co mu tak niezbyt wyszło. Ale przynajmniej już wiem, jak nazywa się jego mama. Obym znowu tego nie zapomniał, bo pokażę się jej z niezbyt dobrej strony, a tego właśnie obawiałem się najbardziej.
- Właśnie, dopiero to zobaczę, a zanim to nastąpi, nie powinienem jeszcze czegoś zrobić? Pomóc z ciastem, coś posprzątać, zakupy zrobić? – zapytałem czując, że jeżeli zaraz nie znajdę sobie jakiegoś zajęcia, to chyba zwariuję z tej bezczynności.
- Wszystko jest zrobione, teraz możemy tylko czekać. I porozmawiać o dręczących nas emocjach – na jego sugestię westchnąłem cicho, zauważył, że coś mnie dręczy i teraz mi już nie odpuści. I przekonywanie go, że wszystko w porządku, raczej nie ma żadnego sensu.
- Ja tylko... obawiam się, że już na wstępie pokażę się od najgorszej strony, przez co twoja mama mnie skreśli, a doskonale wiesz, że mam do tego dar – wyjaśniłem mu w końcu, lekko zawstydzony wbijając wzrok w podłogę. Głupi strach, nie powinienem był go w ogóle czuć, a jednak siedzi on we mnie i nie chce odpuścić.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz