Jeszcze kilka dni temu miałem wobec tego dnia bardzo przyjemnie plany, ale teraz tak jakoś trochę mi ochota na cokolwiek minęła. Nie miałem co do tego dobrych przeczuć, kto to widział podróżować gdzieś zimą? Jest to zbyt nieprzewidywalna i niebezpieczna pora dla anioła, a co dopiero dla człowieka czy już starego psa. Poczekałby jeszcze te kilka miesięcy, na wiosnę, zwłaszcza, że nie wiadomo, kiedy wróci. I o ile w ogóle wróci. Bo albo coś mu się stanie, albo zapomni o starym ojcu, który wcale jego ojcem nie jest.
- Nic nie musisz robić, muszę do kończyć kolację dla siebie i zwierzaków – przyznałem, wstając z krzesła, przez co mój mąż także musiał wstać. Trochę zaniedbałem te zwierzaki, a nie mogę ich przecież głodzić, kiedy tak dobrze wypełniają swoje obowiązki. No i są kochane, a to jest przecież najważniejsze.
Nie byłem sam do końca pewien, czy byłem na Mikleo zły za to, że tak długo to przede mną ukrywał, czy też może bardziej zawiedziony jego postawą. A może byłem zły sam na siebie? Coś musi być w tym, że zawsze dowiaduję się ostatni, w końcu gdyby było inaczej, dzieci mówiłyby mi o wszystkim w tym samym czasie, co mamie. Może jestem złym ojcem? To by wyjaśniało, dlaczego Yuki woli odejść i zacząć szukać informacji o swojej prawdziwej rodzinie, ja gdzieś zawiodłem po drodze, więc najprawdopodobniej szuka jakiegoś lepszego wzorca. I miałem nadzieję, że go znajdzie, bo ja żadnym wzorem nie byłem.
- Bardzo jesteś na mnie zły? – głos Mikleo dotarł do mnie tak jakby z oddali. Zamrugałem szybko oczami, dopiero teraz zaczynając kontaktować ze światem. Musiałem już zdążyć zjeść, bo teraz zmywałem. Nawet nie pamiętam, kiedy zjadłem, tak bardzo odpłynąłem w swoich małych rozmyślaniach. I co ja tak w ogóle jadłem...? – Sorey?
- Nie wiem. Nie wiem, czy jestem zły, czy zawiedziony. I nie wiem, czy czuję to wobec siebie czy ciebie. Ale wydaje mi się, że rodzicem to najlepszym nie jestem – powiedziałem, odkładając już umytą miskę na suszarkę i wycierając ręce. Nagle poczułem się jakoś tak dziwnie zmęczony i tyle by było, jak chodzi o miły, romantyczny wieczór, o jakim marzyłem od dawna.
- Nie mów tak, jesteś wspaniałym tatą, dzieci za tobą szaleją – Mikleo oczywiście automatycznie próbował mnie pocieszyć, i jak go mam tu nie kochać?
- I dlatego o najważniejszych rzeczach dowiaduje się ostatni? – westchnąłem ciężko, przeczesując dłonią swoje włosy. – Wykąpię Merlina i chyba położę się spać – zakomunikowałem, nie do końca czując się dobrze, tylko nie mam pojęcia, czy to przez serce, czy może moją psychikę.
- A może masz ochotę się przejść na ten festiwal i zobaczyć, co tam jest? – na ego słowa zmarszczyłem brwi, patrząc na niego z niezrozumieniem. Skąd on w ogóle wpadł na pomysł, że chcę wychodzić na takie wydarzenia? Nie mówiąc już o nim samym, jak ostatnio wyszedł do ludzi, później wymiotował ze stresu w łazience. Niby nie miał się czego już bać, bo zająłem się tym paskudnym typem, ale psychika mojego męża jest troszkę pokręcona, podobnie jak i moja.
- Już za stary jestem na takie wydarzenia, jeszcze gdzie mnie przewieje i rano będą mnie kości boleć – powiedziałem żartobliwie, uśmiechając się do niego głupio, by trochę zapomniał o naszym poprzednim temacie. Stwierdziłem prosty fakt, jestem beznadziejnym rodzicem, pogodziłem się z tym i teraz pora żyć dalej.
Zabrałem młodego z salonu, gdzie bawił się tam swoimi zabawkami, a później tak jak mówiłem Mikleo zabrałem go do łazienki. Merlin nie protestował przy kąpieli, dlatego dość szybko udało mi się go wykąpać, dlatego zaraz mogłem położyć go do łóżeczka. Myślałem, że będę jeszcze musiał zająć się rozpalaniem kominka, ale w sypialni zastałem mojego męża, który właśnie się tym zajmował, dzięki czemu już tam było trochę cieplej.
- Nie musiałeś tego robić, też bym się tym zajął – powiedziałem cicho, kładąc Merlina do jego łóżeczka, który właściwie już spał. Niby mogłem go jeszcze troszkę potrzymać w swoich ramionach, by go uśpić całkowicie, ale im szybciej nauczy się zasypiać bez naszej większej ingerencji, tym lepiej dla nas. No i dla niego.
- Przecież nic się nie stało, zresztą bardziej martwię się o ciebie. Wszystko w porządku? Coś cię boli? – na jego słowa westchnąłem cicho, trochę zmęczony tym jego zmartwieniem się o mnie.
- Jestem tylko zmęczony, a teraz czekam na mojego buziaka – przypomniałem mu, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Nie lubię tej zabawy, nic z jej nie mam – bąknął, kiedy oczywiście złożył delikatny pocałunek na moim policzku.
- Jak to nie masz? Możesz całować najbardziej męskiego mężczyzny w okolicy, a to nie byle jaki przywilej – wyjaśniłem mu, w zdecydowanie lepszym humorze niż jeszcze piętnaście minut temu.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz