piątek, 14 października 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem jednocześnie lekko zaskoczony, jak i zadowolony z faktu, że Miki już niezbyt mnie pilnował z tą kawą. Kiedy wyszedłem ze szpitala, strasznie mnie z tym pilnował, nie mogłem w ogóle pić kawy, a przynajmniej nie w jego obecności, aż w końcu z czasem troszkę złagodniał i teraz mi tylko rzuca ostrzegawcze spojrzenia. Też nie rozumiałem za bardzo, dlaczego tak strasznie mnie pilnuje i uważa, że kawa to trucizna, kiedy nie ma ku temu żadnych podstaw. Lekarze niby podejrzewali, że może mieć jakiś związek z tym moim zasłabnięciem, no ale było to tylko podejrzenie, a nie nic pewnego, więc nie trzeba się czymś takim przejmować. 
- Już po nią idę, słońce – powiedziałem, po czym pocałowałem go w policzek. 
Odłożyłem kawę na stół i ruszyłem na górę po nasza córkę. Zanim wszedłem do jej pokoju, uprzednio zapukałem do jej drzwi i poczekałem na jej odpowiedź. Domyślałem się, że już zdążyła się przebrać w codzienne, wygodniejsze ubrania, ale i tak wolałem nie wejść w momencie, w którym się przebiera. Dziewczynka jak zawsze niezbyt chciała jeść, na co się oczywiście zgodzić nie mogłem. Gdyby była w pełni aniołem, mógłbym na to przymknąć oko, no ale niestety lub stety coś po mnie odziedziczyła i jeść po prostu musiała. I tak już wydawało mi się, że je zdecydowanie mniej w porównaniu z innymi dziećmi, ale już przymykałem na to oko. Najważniejsze, aby jadła te posiłki regularnie. 
- A będę mogła dostać swojego batonika? – zapytała Misaki, kiedy schodziliśmy na dół. No tak, obiecałem jej przed wyjściem, że jej kupię coś słodkiego, a jak ją odbierałem ze szkoły to powiedziałem jej o tym batoniku, bo to była pierwsza rzecz, o jaką mnie zapytała. Niechęć do normalnego, bardziej pożywnego jedzenia, miłość do słodkich rzeczy, no totalnie jak mamusia. Jeszcze tylko gdyby miała włosy jasne, to już byłaby totalnie wykapana malutka mamusia, no ale ten mój nieszczęsny brąz musiał się wyłamać. 
- Jeżeli zjesz wszystko, to tak – odpowiedziałem wiedząc, że właśnie tego chciałby Miki. Gdyby mnie poprosiła troszkę wcześniej, jeszcze może bym się zgodził na jakąś małą połóweczkę, ale obiad już był wyłożony na talerzu, a zimny na pewno nie będzie dobry. Dziewczynka nie była z tego powodu bardzo zachwycona, ale przystała na moją propozycję. Miło, że chociaż ona się mnie słucha, bo z Merlinem różnie to bywa. 
Po obiedzie Miki jak zwykle chciał posprzątać, na co się nie mogłem zgodzić. On zrobił już dzisiaj wystarczająco dużo, więc teraz pora, bym ja się troszkę wykazał. Wygoniłem go z domu, by poszedł nad jezioro i troszkę się wyciszył, i może też trochę porozmawiał z Yukim. Nie wyszedł sam, bo jak Misaki usłyszała, że mamusia idzie nad jezioro, ona też koniecznie chciała. Nie byłem do końca przekonany do tego pomysłu, w końcu chciałem, aby mój mąż wypoczął, a nawet z tak grzecznym dzieckiem, jakim jest Misaki, niezbyt jest to możliwe, ale Mikleo nie miał nic przeciwko. 
Pozostałem zatem sam z Merlinem, który raczej niezbyt był z tego powodu zadowolony, chyba nadal na mnie lekko obrażony. Na szczęście dzisiaj ładnie się mnie słuchał i nie rozbijał żadnych wazonów, jednocześnie aktywnie korzystając ze swoich mocy rzucając piłeczką po pokoju, za którą ganiał Cosmo. Starałem się go pilnować przez cały czas, ale w pewnym momencie musiałem wyjść na minutę do łazienki i dokładnie ta minuta kosztowała mnie kwiatka i doniczkę. 
- I coś ty zrobił? – spytałem nieco zmęczony, kiedy z powrotem zbiegłem na dół. 
- To Cosmo – odparł, wskazując palcem na pieska, który dumnie trzymał piłeczkę i absolutnie nie czuł się niczemu winny. 
- Na pewno? – zapytałem, nie za bardzo w to wierząc. Podszedłem do rozbitej doniczki, powoli zbierając kawałki glinianej doniczki.
- Przeplaszam – powiedział po chwili zastanowienia. Dosłownie minuta, nawet się nie zdążyłem w spokoju załatwić... powinienem się skupić na tym, co zrobić z tym bałaganem. Żadnej zapasowej doniczki nie mam, więc kwiatka na szybko nie przesadzę, a wyrzucić go troszkę szkoda... chyba nie będę miał wyjścia, muszę się spieszyć, by Miki niczego nie zauważył. Jeżeli szybko to posprzątam, to raczej niczego nie zauważy, trochę tych kwiatków w domu mamy, a on raczej tak spostrzegawczy nie jest. 
- Nic nie mów mamusi, bo będzie zła – powiedziałem do Merlina, zaczynając w pośpiechu sprzątać resztki małego wypadku. Jak jeszcze zakryję ten parapet zasłoną, no to już na pewno się nie skapnie...

<Owieczko? c:>
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz