Nie za bardzo rozumiałem, dlaczego młodej tak bardzo się spieszyło. Przecież miała na to cały miesiąc, by właśnie się nie spieszyć. Teraz już jako takie pojęcie miałem, co to jest zielnik, uważałem, że zbytnio się spieszyła. Rośliny na pewno zdążą się ususzyć, a nawet jeżeli nie, no to mamy od tego Mikleo. Mógłby trochę przyspieszyć proces suszenia się roślin, więc tak czy siak Misaki na pewno się wyrobi.
– A może pójdziemy tam w weekend? Zajmie nam to minimum dwa dni, a lepiej, abyś już więcej nie opuszczała zajęć – zaproponowałem, nie chcąc za bardzo się spieszyć. Zapewne pójdziemy tam całą rodziną, więc trzeba będzie zaplanować podróż, a to wszystko dla Merlina. To będzie jego pierwsze podróż, więc musimy zadbać, by zapamiętał ją jak najmilej, bo później nie będzie na to chętny.
– A jak w weekend będzie padać? Najlepiej zrobić to jak najszybciej – młoda zaczęła się targować, co mnie lekko zaskoczyło. Zazwyczaj słuchała się mnie bez mrugnięcia okiem.
– Jeżeli w weekend będzie padać, to pójdziemy w najbliższy dzień, w jaki będzie piękna pogoda – nie chciałem jej odpuścić. Ja wiem, że wolne od szkoły czasem jest mile widziane, ale bez przesady, oczywiście. Nie chciałbym, by narobiła sobie jakichś zaległości, zwłaszcza, że nie we wszystkich przedmiotach potrafiłem jej pomóc z racji tego, że ja takiej wiedzy elementarnej nie posiadałem.
– No dobrze – bąknęła, mimo wszystko niezbyt szczęśliwa, ale najważniejsze było to, że się zgodziła. To ją nauczy troszkę cierpliwości.
– A jak wrócimy, odrobisz pracę domową – dodałem chcąc, aby wszystko było jasne.
Do weekendu trochę czasu jeszcze mieliśmy, dlatego wraz z Mikim bardzo powoli się do niego przygotowywaliśmy. Stwierdziliśmy, że nie ma co się spieszyć i noc zamierzaliśmy spędzić już tam w jakimś noclegu. Nie chciałbym wracać z dziećmi po ciemku, a wiedziałem, że młoda będzie chciała zebrać jak najpiękniejsze okazy, a to jej zajmie bardzo dużo czasu. Poza tym, taka mała wycieczka rodzinna będzie doskonałym rozwiązaniem na przełamanie rutyny. Nie, żeby rutyna była zła, ale coś nowego na pewno dobrze zrobiłaby mojemu mężowi. Widziałem, że ostatnio znów chodzi taki trochę osowiały. No i dlatego chciałem, abyśmy wtedy poszli na tę kolację, to byłoby coś nowego, jakaś odskocznia od takiego zwykłego dnia, nawet jeżeli byłoby to dla mnie niezbyt przyjemne.
Weekend ledwo się zaczął, słońce dopiero co wstało, w już obudziła nas Misaki, wskakując nam na łóżko i pospieszając. Jednak ja to byłem fanem bardziej miłych pobudek...
– Misaki, proszę cię, wcześnie jest jeszcze – bąknąłem, ukrywając twarz w poduszce. Miki chyba już się obudził i podniósł się do siadu, ale ja czułem, że nie byłem w stanie tego zrobić.
– Mówiłeś, że będziemy wyruszać wcześnie rano – przypomniała mi, na co westchnąłem ciężki. Następnym razem będę musiał uważnie dobierać słowa, bo później mam takie coś.
– Ale nie aż tak wcześnie... – wymamrotałem, naciągając się całkowicie kołdrą.
– Daj tatusiowi pięć minut, sprawdź, czy masz wszystko, dobrze? – odezwał się Miki, trochę mnie ratując. Co ja bym bez niego zrobił... – Co ci zrobić na śniadanie? – usłyszałem, kiedy Misaki wyszła, albo raczej wybiegła z pokoju.
– Tylko kawę poproszę – wymamrotałem, nie mając ochoty się ruszyć. Gdybym wiedział, że Misaki tak opacznie zrozumie moje słowa, położyłbym się spać z Mikim zdecydowanie wcześniej...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz