środa, 19 października 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Musze przyznam, ulżyło mi, kiedy Mikleo powiedział mi, że nie jest na mnie zły. Nie zmrużyłem oka tamtej nocy, ponieważ Miki skutecznie mi to uniemożliwiał, próbując wydostać się ze swojego więzienia. To było bardzo, ale to bardzo nieprzyjemne uczucie, momentami nawet bolesne, ale jakoś udało mi się przeboleć tę noc i dotrwać do rana. Może i dla Mikiego miał być to tylko spacer, ale bałem się puścić go tak całkowicie samego. Demon mógłby wykorzystać fakt, że Miki raczej jest mało świadomy, nie będzie pamiętał tego dnia i że mnie nie ma obok, i wziąć nad jego ciałem kontrolę. Jak ostatnio go widziałem, był troszkę przestraszony, ale i tak mu nie ufałem. Mikiemu podczas pełni też nie ufałem, ale teraz już jak najbardziej. Jak będzie chciał wyjść dzisiaj na spacer tak sam z siebie, nawet wieczorem, może iść, ma moje błogosławieństwo. 
- No niby możemy, ale tak bez zapowiedzi...? To na pewno grzeczne? – odezwałem się, nie będąc tak do końca przekonany. Królowa na pewno miała dużo na głowie, więc może tak z gośćmi jej nie po drodze, a ja nie chciałbym jej się zwalać nagle z dziećmi na głowę.
- Gołębi pocztowych nie mamy, by jej takowego wysłać – sarknął, przygotowując mi kawę. Jak dobrze, że już tak się nade mną nie trzęsie i normalnie mi przygotowuje kawę, dzięki temu mogłem funkcjonować normalnie, jak człowiek. – Pójdziemy do niej po południu, jak wróci z mężem z mszy. Swoją drogą, może też my byśmy zajrzeli do katedry od czasu do czasu? 
- Kapłan na pewno byłby zachwycony, gdyby mnie zauważył, Zwłaszcza po tym, jak zniszczyłem podłogę – odparłem, podchodząc do niego i przytulając się do jego pleców. Oj, jak ja się za nim stęskniłem, a nie było go tylko przez jeden dzień. Znaczy, był obecny, ale cały dzień spał i nie reagował absolutnie na nic, nawet na wielce oburzonego Merlina, który wszystkim głośno oznajmiał, że chce do mamy, wystawiając moją cierpliwość na próbę. 
- Jestem pewien, że już zapomniał – odezwał się łagodnie, nie przestając przygotowywać nam wszystkim śniadania pomimo mojego uścisku. 
- Jak ostatnio mijałem go na ulicy, to wydawało mi się, że raczej nie zapomniał. Zresztą, naprawdę uważasz, że Bóg patrzy na to, czy chodzi się do kościoła, czy raczej na to, czy postępuje się dobrze? – dopytałem, troszeczkę ciekaw jego zdania. Nigdy nie byłem za wielkim fanem chodzenia do kościoła, zwłaszcza po mojej pierwszej w życiu spowiedzi, którą miałem chyba w wieku czternastu lat. Niby z początku było wszystko w porządku i fajnie, powiedziałem kapłanowi wszystko, co mnie dręczyło, w tym między innymi wspomniałem o swojej orientacji, a na koniec usłyszałem, że to są bardzo ciężkie przewinienia i winy zostaną mi wybaczone dopiero za skromnym datkiem. Nawet taki młody i głupi ja wiedziałem, że to nie jest w porządku. 
- Nie powinienem się na ten temat wypowiadać, bo to taka mała tajemnica zawodowa, ale tak ci mogę zdradzić, że jednak troszkę patrzy na obecność w kościele – o proszę, tu mnie trochę zaskoczył, chociaż to jednak miała trochę sensu. Mimo wszystko to są świątynie. Szkoda tylko, że ludzie opiekujący się nimi są tacy odpychający. Albo to ja miałem wyjątkowego pecha. 
- Cóż, mnie już i tak nic nie uratuje – powiedziałem, odsuwając się do niego i biorąc do rąk kawę. Nieważne, czego teraz bym nie zrobił, w niebie raczej miejsca dla mnie nie ma. Mam na swoim sumieniu zdecydowanie za wiele istnień, no ale chociaż mogę zacząć sobie pracować na nieco lepsze warunki tam na dole. 
- Sorey, proszę cię, nie mów tak. Jesteś wspaniałym człowiekiem, lepszym, niż od większości ludzi, tylko nie rozumiem, dlaczego nie potrafisz tego dostrzec – na jego słowa westchnąłem cicho. Oczywiście mogłem się domyśleć, że Miki jak zawsze będzie mnie bronił, ponieważ to leży w jego naturze. Nie będę już więcej o tym wspominał, by go nie martwić i nie roztrząsać już więcej tego tematu, który raczej przyjemny nie był. 
- Nie martw się, już więcej o tym nie wspomnę. Idę obudzić dzieciaki. A, i kiedy już będziemy u Alishy, możesz nie wspominać jej o moich problemach zdrowotnych? – poprosiłem, odstawiając na bok kawę. Nie chciałem Alishy zadręczać swoimi problemami, to po pierwsze, a po drugie zwyczajnie się tego wstydziłem. Co jak co, ale to był strasznie głupi problem, nie wszyscy muszą o nim od razu wiedzieć, jak na moje i tak wie o tym za dużo osób...

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz