Nie rozumiałem skąd w moim mężu ta niepewność przecież to doskonały pomysł, niech Misaki idzie i dobrze się bawi, przecież krzywda jej się nie stanie a towarzystwo jej kolego na pewno ją uszczęśliwi.
- Dlaczego? - Powiedziałem tak samo cicho, jak i on bardzo ciekawy jego odpowiedzi.
- Sam nie wiem, to moja mała córeczka nie chce, aby ktoś ją skrzywdził - Wyznał, co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło, dlaczego miałbym ją ktoś krzywdzić? Przecież to tylko urodziny co o taki od razu przewrażliwiony? Ja wiem, że Misaki to jego oczko w głowie, ale żeby aż tak przesadzać? To już chyba obsesja, czy on na zamiar każdego chłopaka odganiać od naszej córki? Mam nadzieję, że nie bo chciałbym, aby mała być szczęśliwa i miał przy sobie kogoś, kto zawsze przy niej będzie bez względu na wszystko.
- Sorey, to tylko urodziny nie szalej - Upominałem go, odwracając głowę w stronę córeczki, którą przybiegła do mnie.
- Mamo, Ruki ma urodziny, a ja chciałbym na nie pójść, mogę? Proszę - Wyjaśniła, patrząc na mnie tym błagalnym spojrzeniem.
- Oczywiście skarbie, że możesz tatuś cię na pewno do Ruki'ego zaprowadzi prawda? - Tym razem spojrzałem na męża, ignorując to niezadowolone spojrzenie męża, nie chce jej puścić? Niech jej to powie, ja tam nie mam powodu, aby jej nie puścić, to on ma jakieś problemy, a nie ja.
- Oczywiście, że cię zaprowadzę księżniczko - Obiecał, uśmiechając się do swojej ukochanej córeczki.
- Kocham cię tatusiu i mamusiu - Zawołała, przytulając się do naszej dwójki. Mała kochana dziewczyna no i jakby mój mąż miałby się nie zgodzić na urodziny kolegi naszej córki, może nawet jedynego kolegi, jakiego ma.
Uśmiechając się do małej, pogłaskaliśmy ją po głowie, nim pobiegła do swojego pokoju, nie mają jeszcze ochoty na obiad, idąc odrabiać lekcje.
- Mogłeś się nie zgodzić - Odezwał się do mnie jakby taki niezadowolony.
- Ja? Dlaczego ja? To ty się nie chciałeś zgodzić, ja nie mam nic przeciwko ich znajomości, a nawet jeśli będą kiedyś chcieli to miłości - Wyznałem, zgodnie z prawdą, na mnie nie zrzucić obowiązku bycia złym rodzicem.
- Co to, to nie. Na miłość jeszcze przyjdzie czas, najprędzej to po mojej śmierci - Na jego słowa zaśmiałem się cicho, kręcąc swoją głową, no tak córeczka tatusia.
- Na pewno - Zaśmiałem się, całując go w policzek, nakładając mu jedzenie na talerz. - Zjedz i idź odpocząć - Poprosiłem, podając mu łyżkę do zupy.
- Ja? To ty jesteś zmęczony i to ty dziś wymiotowałeś nie ja, powinieneś odpocząć, a ja zajmę się dzieciakami i zwierzętami.
- Sorey, przecież to ty masz chore serce, proszę, zadbaj o nie - Naprawdę chciałem, aby skupił się na sobie, a nie na mnie, ja jestem aniołem, nic mi nie będzie, a on cóż jest człowiekiem i jego zdrowie jest zdecydowanie ważniejsze od mojego.
- Dbam, przecież nic złego nie robię, do tego zacznę chodzić na wieczorne spacerki z pieskiem, stosuje się dzięki tobie do diety, nie przemęczam się, więc chyba to tu, a nie ja w tej chwili powinieneś odpocząć i dać sobie pomóc dobrze? - Poprosił, a ja ugiąłem się pod jego prośbami, kiwając przy tym głową.
- Dobrze, tylko proszę, nie przemęczaj się i obudź mnie za godzinkę dobrze? Ale za godzinę nie później - Poprosiłem.
<Pasterzyku?c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz