Obudził mnie, przyjemny zapach rozchodzący się po całym domu, zaciekawiony podniosłem się do siadu, dostrzegając brak obecności dzieci, wychodzi więc na to, że to ja spałem najdłużej ze wszystkich i w sumie nic złego bym w tym nie wiedział, gdyby nie to, że ja, a nie mój mąż miałem robić obiad, on miał odpoczywać, coś jednak czuje, że nie jest w stanie z powodu odejścia Yuki'ego i Emmy, coś czuje, że obwinia się za ich odejście, a przecież miał być dobrym ojcem i dla syna i dla Emmy która miała być dla nas jak córka i była tylko czasem trzeba wypuścić dzieci spod skrzydeł dużo wcześniej i ja rozumiem to doskonale.
- Co to za przyjemny zapach? - Zapytałem, wchodząc do kuchni, dostrzegając całą moją rodzinkę .
- Obiad, zjesz z nami? Chyba nawet jest zjadliwe - Odezwał się do mnie mój mąż, nakładając jedzenie na talerze dzieciakom.
- Chętnie - Odpowiedziałem, zasiadając przy stole, niby nie muszę jeść, a mimo to zjeść miałem ochotę.
I tak o to zjadłem bardzo dobry obiad i nawet nie mogłem po nim posprzątać, to ja byłem chory czy mój mąż? Wciąż nie rozumiem czemu on się tak o mnie martwi, kiedy to ja powinienem martwić się o niego..
Nie kłócąc się z nim, bo i nie miałem po co, po prostu zająłem się dziećmi i tak o to minął nam cały dzień, a raczej reszta dnia Sorey po wysprzątaniu kuchni bawił się razem z nam, wciąż nie chcąc spać, aby w nocy padł, bo jak nie to mu pomogę.
I tak jak podejrzewałem Sorey, padł zmęczony, nie mając na nic sił i o to mi właśnie chodziło, niech śpi ile tylko potrzeba.
Dni miały nam dosyć spokojnie, nie licząc zmartwień, które wciąż męczyły mojego męża, a i mnie samego wciąż czekałem z niecierpliwością na wiadomość od Yuki'ego, którą wreszcie dostałem, ciesząc się ich bezpiecznym, dotarciem do celu.
- Są już w Azylu - Zawołałem, wchodząc do domu, wracając znad jeziora.
- Skąd wiesz? - Zapytał, zaskoczony Sorey podnosząc się z kanapy.
- Powiedział mi to za pomocą wody - Wyznałem, przytulając się do męża, który jak zauważyłem, również odrobinkę się rozluźnił.
- Jak dobrze, mama Emmy może nie będzie na mnie zła - Wyszeptał, całując mnie w czoło.
- Dlaczego pani Catlyn miałaby być na ciebie zła? - Dopytałem, niczego nie rozumiejąc.
- Obiecywałem jej, że będę dbał o nią jak o własną córkę - Przyznał, a ja już zrozumiałem, dlaczego aż tak bardzo się martwi, a nie potrzebnie ja wiem co myśli pani Catlyn i wiem, że nie ma do nas o nic pretensji.
- Nie martw się, mama Emmy nie ma do ciebie żadnych pretensji.
- Skąd możesz to wiedzieć? - Zapytał, patrząc na moją twarz.
- Jestem aniołem, po prostu wiem - Przyznałem, nie wiem, czy uspokoiłem tym mojego męża, ale przynajmniej próbowałem. Nie jest przecież złym ojcem, jest dobry i troskliwy tylko czasem w siebie nie wierzy i to chyba jego największy problem.
- Jeśli tak uważasz - Zgodził się ze mną, nie wiem, czy dlatego, że chciał czy dlatego, że musiał, ale się zgodził, a to było najważniejsze.
- Nie martw się o nich, będzie dobrze - Zapewniłem, biorąc na ręce Merlina, który potrzebował naszej uwagi. - A właśnie można by było Merlina przenieść już do pokoju Yuki'ego przyda mu się chyba usamodzielnienie i co najważniejsze prywatności dla nas - Zaproponowałem, w końcu Merlin może już spać bez mamy i taty w swoim pokoju. Misaki w jego wieku już miała swój pokoju więc to najwyższy czas i na niego. A jeśli nie będzie umiał spać tam sam, przez jakiś czas będę spał tam z nim, o ile mój mąż nie będzie miał nic przeciwko.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz