poniedziałek, 10 października 2022

Od Mikleo CD Soreya

Obudził mnie, przyjemny zapach rozchodzący się po całym domu, zaciekawiony podniosłem się do siadu, dostrzegając brak obecności dzieci, wychodzi więc na to, że to ja spałem najdłużej ze wszystkich i w sumie nic złego bym w tym nie wiedział, gdyby nie to, że ja, a nie mój mąż miałem robić obiad, on miał odpoczywać, coś jednak czuje, że nie jest w stanie z powodu odejścia Yuki'ego i Emmy, coś czuje, że obwinia się za ich odejście, a przecież miał być dobrym ojcem i dla syna i dla Emmy która miała być dla nas jak córka i była tylko czasem trzeba wypuścić dzieci spod skrzydeł dużo wcześniej i ja rozumiem to doskonale.
 - Co to za przyjemny zapach? - Zapytałem, wchodząc do kuchni, dostrzegając całą moją rodzinkę .
- Obiad, zjesz z nami? Chyba nawet jest zjadliwe - Odezwał się do mnie mój mąż, nakładając jedzenie na talerze dzieciakom.
- Chętnie - Odpowiedziałem, zasiadając przy stole, niby nie muszę jeść, a mimo to zjeść miałem ochotę.
I tak o to zjadłem bardzo dobry obiad i nawet nie mogłem po nim posprzątać, to ja byłem chory czy mój mąż? Wciąż nie rozumiem czemu on się tak o mnie martwi, kiedy to ja powinienem martwić się o niego..
Nie kłócąc się z nim, bo i nie miałem po co, po prostu zająłem się dziećmi i tak o to minął nam cały dzień, a raczej reszta dnia Sorey po wysprzątaniu kuchni bawił się razem z nam, wciąż nie chcąc spać, aby w nocy padł, bo jak nie to mu pomogę.
I tak jak podejrzewałem Sorey, padł zmęczony, nie mając na nic sił i o to mi właśnie chodziło, niech śpi ile tylko potrzeba.
Dni miały nam dosyć spokojnie, nie licząc zmartwień, które wciąż męczyły mojego męża, a i mnie samego wciąż czekałem z niecierpliwością na wiadomość od Yuki'ego, którą wreszcie dostałem, ciesząc się ich bezpiecznym, dotarciem do celu.
- Są już w Azylu - Zawołałem, wchodząc do domu, wracając znad jeziora.
- Skąd wiesz? - Zapytał, zaskoczony Sorey podnosząc się z kanapy.
- Powiedział mi to za pomocą wody - Wyznałem, przytulając się do męża, który jak zauważyłem, również odrobinkę się rozluźnił.
- Jak dobrze, mama Emmy może nie będzie na mnie zła - Wyszeptał, całując mnie w czoło.
- Dlaczego pani Catlyn miałaby być na ciebie zła? - Dopytałem, niczego nie rozumiejąc.
- Obiecywałem jej, że będę dbał o nią jak o własną córkę - Przyznał, a ja już zrozumiałem, dlaczego aż tak bardzo się martwi, a nie potrzebnie ja wiem co myśli pani Catlyn i wiem, że nie ma do nas o nic pretensji.
- Nie martw się, mama Emmy nie ma do ciebie żadnych pretensji.
- Skąd możesz to wiedzieć? - Zapytał, patrząc na moją twarz.
- Jestem aniołem, po prostu wiem - Przyznałem, nie wiem, czy uspokoiłem tym mojego męża, ale przynajmniej próbowałem. Nie jest przecież złym ojcem, jest dobry i troskliwy tylko czasem w siebie nie wierzy i to chyba jego największy problem.
- Jeśli tak uważasz - Zgodził się ze mną, nie wiem, czy dlatego, że chciał czy dlatego, że musiał, ale się zgodził, a to było najważniejsze.
- Nie martw się o nich, będzie dobrze - Zapewniłem, biorąc na ręce Merlina, który potrzebował naszej uwagi. - A właśnie można by było Merlina przenieść już do pokoju Yuki'ego przyda mu się chyba usamodzielnienie i co najważniejsze prywatności dla nas - Zaproponowałem, w końcu Merlin może już spać bez mamy i taty w swoim pokoju. Misaki w jego wieku już miała swój pokoju więc to najwyższy czas i na niego. A jeśli nie będzie umiał spać tam sam, przez jakiś czas będę spał tam z nim, o ile mój mąż nie będzie miał nic przeciwko.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz