Ależ mnie ten idiota zdenerwował, jak mógł się tak do mnie odzywać? Co ja mu takiego zrobiłem? Jestem tylko miły dla naszego sąsiada, dlaczego od razu uważa, że go zdradzam? Przecież zna mnie i wie, że nigdy bym mu tego nie zrobił, kocham go nad życie, a on ostatnio zachowuje się jak palant.
Zły za jego beznadziejne zachowanie ruszyłem na spacer, sam nie wiedziałem gdzie po prostu przed siebie, może jak trochę posiedzi sam, to nabierze oleju do głowy.
Starając się uspokoić, chodziłem sobie po lesie tu i tam nie zwracając za bardzo uwagi na to, gdzie konkretnie idea, w końcu to nie miało najmniejszego sensu, chciałem po prostu dać mężowi przemyśleć to, o czym mówił, zdecydowanie jest chory, bo przecież gdyby był zdrowy, nie zachowywałby się jak palant.
Obrażony nie miałem zamiaru szybko wracać, dlatego skierowałem się nad jezioro, gdzie mogłem zażyć kąpieli, a i się uspokoić. Może jeśli Sorey nie będzie mnie widział kilka godzin, to mu przejdzie, tak to naprawdę będzie dobry pomysł.
Spędziłem nad jeziorem kilka godzin, co pozwoliło mi trzeźwiej spojrzeć na całą tę sytuację.
Mój mąż po prostu jest zazdrosny, a ja powinienem zrobić wszystko, aby tę zazdrość z niego wyplenić, jak to w ogóle brzmi, wyplenić tak jakbym wyciągał chwasty z ogródka.
Może jeśli z nim porozmawiam, poczuje się pewien tego, że kocham tylko jego, nie wiem nawet, dlaczego uważa inaczej, przecież go nie zaniedbuję, spędzam z nim prawie każdą godzinę życia, na każde jego zawołanie przychodzę, kocham się z nim na każde wymyślne przez niego sposoby, ubieram się dla niego w sukienki i robię wszystko, na co ma ochotę. A więc dlaczego jest o mnie zazdrosny? Czy za mało pokazałem mu, że jest jedyną miłością mojego życia? Co jeszcze mam zrobić, aby poczuł się pewien?
Postanawiając wrócić do domu i porozmawiać na poważnie z ukochanym, aby dowiedzieć się co go gryzie.
Mając nadzieję, że się tym razem nie pokłócimy, nie po to dałem mu tyle odetchnąć od siebie, żeby teraz się z nim kłócić.
Wróciłem do domu, w którym było naprawdę bardzo cicho, czyżby gdzieś wyszedł?
- Sorey? - Zawołałem, rozglądając się po salonie i kuchni, w której go nie było. - Jesteś w domu? - Chodziłem i szukałem, nigdzie nie będąc w stanie go znaleźć. Pieska też nie było, a więc pewnie był na spacerze, no nic, w takim razie poczekam na niego.
Nie mając żadnego planu na to, co zrobić, postanowiłem zająć się roślinami, które były w domu, tak bardzo zająłem się ogrodem, że całkiem zapomniałem o tych, które były w domu.
Zajęty moimi pięknymi roślinami usłyszałem dźwięk otwieranych, a następnie zamykanych się drzwi. A to mogło oznaczać tylko jedno, mój mąż wrócił do domu.
- Sorey to ty!? - Zawołałem, schodząc po schodach, zerkając na męża, który właśnie zjawił się w domu. - Gdzie byłeś z Psotką - Dopytałem, zaciekawiony tym, co robił i gdzie był, klękając przed pieskiem, aby podrapać go za uszkiem, Znów dostrzegając ten dziwny błysk w oczach Soreya. On naprawdę jakoś dziwnie się ostatnio zachowuje.
- Wszystko dobrze? - Znów musiałem zapytać, aby upewnić się, czy aby na pewno nic mu nie dolega.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz