Trochę nie rozumiałem, czemu Mikleo nie chciał dzieci. Ja wiem, że urodzenie bliźniaków to niemały wyczyn, ale jedno dziecko? To pewnie też niemały wyczyn, ale znacznie mniejszy ból niż przy porodzie dwóch dzieci. I nikt nie powiedział że teraz. Albo za pół roku. No ale za kilkanaście lat...? Ja bym nie pogardził takim maleństwem.
– Ale wiesz, że ja będę czekał na ciebie tak długo, jak tylko będę musiał? Mamy razem całą wieczność. No chyba, że wcześniej nie będziesz mnie chciał, wtedy odejdę – wyznałem, uśmiechając się do niego szeroko. Teraz może nie chcieć. Za kilkanaście lat może nie chcieć. Ale za kilkadziesiąt? Może nawet kilkaset? To szmat czasu, jego ciało na pewno porządnie się zregeneruje, i wtedy możemy znów chcieć jakieś maleństwo. Na tę chwilę faktycznie, też jestem na nie, ale jakimś czasie na pewno zmienię zdanie.
– Się jeszcze zobaczy – wyznał, a ja wyczułem w jego głosie chęć skończenia tematu. W sumie, nie dziwiłem się, bo temat skończony był faktycznie i możemy do niego tylko wrócić za... cóż, naprawdę długi szmat czasu.
– Się jeszcze zobaczy – potwierdziłem, i ucałowałem go w czoło. – A przed snem chcesz jeszcze herbaty z cytryną? Albo kąpiel ci zrobię – zaproponowałem nie chcąc, by aż tak cierpiał. A woda może pomóc mu się szybciej wykurować. Najpewniej byłoby, gdyby mój mąż poszedł nad jezioro, albo coś takiego, ale nie ma mowy, że go tam wypuszczę. Co prawda, jest ciemno, już raczej nikogo nie powinien, ale i tak nie chcę go wypuszczać. Już dzisiaj wystarczająco długo był poza zasięgiem mojego wzroku. Ledwo to przeżyłem. Muszę mieć go w końcu zawsze na oku, bo nigdy nie wiadomo, czy ktoś jego na oku nie ma. Albo że on ma kogoś innego na oku. Tak się też może zdarzyć.
– Nie pogardzę – wyznał, co mnie trochę tak z tropu zbiło.
– Ale że czym nie pogardzisz? Herbatą? Czy kąpielą? Bo się już pogubiłem – zapytałem, nie za bardzo mając pojęcia, o co mu chodzi.
– I jednym, i drugim – wyjaśnił, masując swoje biedne gardziołko.
– Ależ oczywiście, już się tobą zajmuję. Psotka, pilnuj pana – poprosiłem psinkę i zniknąłem na dole.
Tak jak Mikleo obiecałem, zabrałem się za przygotowanie herbaty. Pomyślałem sobie, że wpierw zrobię ją, i taką gorącą mu zaniosę, i on sobie będzie pił, a ja wtedy przygotuję mu kąpiel przez ten czas. I jak on skończy pić, będzie miał od razu kąpiel. Tylko, jaką kąpiel mu przygotować? Gorącą? Czy zimną? Bo on za gorącą tak nie do końca przepada, a przynajmniej tak mi się wydaje, w końcu to było dla niego nienaturalne, gdyby lubił gorącą wodę. A na te wszystkie wspólne kąpiele się przełamywał. No ale zimna? Jak gardło boli? To nie pogorszy jego stanu? Co prawda, woda w jeziorze też najcieplejsza nie jest, ale mu ostatnio pomogła. Tak więc chyba zimna kąpiel... Może dla pewności się dopytam.
– Proszę bardzo, herbatka gotowa – odparłem, kiedy już wróciłem do sypialni, i postawiłem kubek z szafce, by nie oparzył swoich drobnych rączek. – I jakiej kąpieli moja Owieczka chce? Gorącej, zimnej, letniej? – zapytałem, gotów do działania.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz