W ostatnim czasie musiałem być dla niego za dobry, skoro teraz tak po prostu zignorował moje polecenia. Powinien je wykonywać od razu, bez zbędnego gadania, a on zawsze musi mieć ostatnie słowo, swoje słowo. Tak być nie może. Pewnie tylko szuka okazji, by spotkać się z tym sąsiadem. Coś musi być na rzeczy, bo gdyby tak wszystko było w porządku, nie miałbym tego dziwnego poczucia, że coś jest nie tak. Muszę go mieć przy sobie blisko i zawsze, nim padnie na coś głupiego. Kiedy tylko wsunął obrączkę na swój palec, zaczął należeć do mnie. I nie może się oglądać za innymi facetami.
Byłem za dobry. To już wiem. Teraz nie będę się ładnie i grzecznie pytał, czy założy moją czerwoną koszulę, lub założy obrożę na szyję. Ja to zrobię za niego. Skuję jego ręce, aby nie zdjął obroży. I zapnę obrożę, by go prowadzić i mieć zawsze przy sobie. Tylko wtedy będę miał pewność, że nigdzie się nie łazi, i nic nie kombinuje, bo ja mu nie dam uciec.
Siedziałem na górze, w sypialni, i czekałem cierpliwie, aż Mikleo wróci do domu. Gdzie on w ogóle poszedł? I to jeszcze beze mnie? Bez mnie nie może wychodzić z domu, chyba już mu o tym mówiłem. Potrzebowałem go tutaj, w domu, przy moim boku, a skoro tego potrzebowałem, to to dostanę, niezależnie od tego, w jaki sposób to dostanę.
Słysząc, że coś tam na dole się dzieje, chwyciłem to, co mi było potrzebne, czyli kajdanki oraz czerwoną koszulę. Kajdanki schowałem do tylnej kieszeni, a koszulę miałem normalnie w ręce. Nie mogłem wziąć za dużo rzeczy jednocześnie, bo zacznie mi się wymykać, szarpać, a ja na to nie mam ochoty. Kiedy już unieruchomię jego ręce, po prostu go zaprowadzę do sypialni, i tam założę obrożę na jego szyi. I dopnę smycz. I przywiążę do łóżka, jak będę wychodził chociażby na chwilę, by na przykład nakarmić zwierzaki. Tylko wtedy mogę mieć pewność, że nic dziwnego i niepokojącego nie robi.
- O, tutaj jesteś. Przespałeś się trochę? – spytał Mikleo, kiedy tylko zjawiłem się w zasięgu jego wzroku.
- Nie. Po prostu przemyślałem kilka spraw. Założysz ją dla mnie? – zapytałem spokojnym tonem, wyciągając w jego stronę czerwoną koszulę, którą zostawił wczoraj w łazience.
- Teraz? – spytał marszcząc brwi.
- Teraz – potwierdziłem, cierpliwie czekając, aż Mikleo odbierze moją koszulę.
- Skoro tak bardzo chcesz... – odparł, nie wyczuwając mojego podstępu.
Cierpliwie czekałem, aż mój mąż zdejmie z siebie niepotrzebne ubrania i założy na swoje ciało koszulę z czerwonego materiału. A kiedy tylko tak uczynił, podszedłem do niego i chwyciłem jego włosy, ciągnąc je do tyłu. Nie za mocno, oczywiście, ale chciałem, by odchylił głowę, i bym miał dostęp do jego ust, w które zaraz zachłannie się wpiłem. Chyba mu się to podobało, bo odwzajemnił te gest. Korzystając z jego zdezorientowania, sprawnie spiąłem kajdankami jego nadgarstki, o czym zorientował się po czasie. Robię się w tym coraz sprawniejszy i płynniejszy.
- Znowu z tym? – spytał, kiedy odsunął się od moich ust.
Postanowiłem, że nie będę mu odpowiadał. Będę tylko wydawał polecenia. A jak nie będzie ich wykonywał grzecznie, po prostu go ładnie nakieruję za pomocą smyczy. Tylko wpierw musi na niej być.
- Do sypialni – rozkazałem, przyglądając się mu niewzruszony, ale w środku byłem na niego naprawdę wściekły.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz