niedziela, 19 maja 2024

Od Mikleo CD Soreya

Czy ja chciałem pójść dziś na spacer? Niekoniecznie, wolę zostać w domu, mam tu trochę do zrobienia, liście trzeba pograbić, przesadzić kilka roślin no i chciałbym zakupić i oczywiście posadzić w ogrodzie, tulipany, krokusy, narcyzy, przebiśniegi, lilie, hiacynty sporo tych roślin, ale myślę, że jeżeli uda mi się je dziś zakupić, na pewno wszystko posadzę.
- Możesz iść sam, ja dziś chcę zająć się ogrodem, zdecydowanie nie wygląda tu najlepiej - Wytłumaczyłem, chcąc wykorzystać moją energię, której było naprawdę sporo. A spacer w niczym mi nie pomoże.
- Może chcesz, żebym ci pomógł? - Zapytał, najwidoczniej chcąc spędzić ze mną czas, co jest bardzo miłe, jednak on cóż nie nadaje się do ogrodu i myślę, że oboje dobrze to wiemy.
- Nie dziękuję, nie ma takiej potrzeby, ty możesz sobie pójść na spacer, a ja zajmę się ogrodem - Stwierdziłem, siedząc jeszcze chwilę na tarasie, nim wstałem, ucałowałem go w policzek, wchodząc do domu, aby rozpisać sobie co potrzebuje i co kupić muszę na mieście.
- Co robisz? - Sorey, który po kilku minutach zjawił się w kuchni razem z Psotką, podszedł do stołu, patrząc mi przez ramię.
- Rozpisuję sobie rzeczy, które potrzebuję kupić do ogrodu - Wyjaśniłem, odrywając wzrok od kartki, na której wszystko po kolei było zapisywane.
- Idziesz na rynek? Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś, przecież chętnie pójdę tam z tobą - Zaproponował, czym troszeczkę mnie zdziwił, w końcu chciał iść na spacer, a nie na targ, gdzie na pewno dnia dzisiejszego będzie sporo ludzi, co i mi się nie podoba. Jednak zakupy jakoś trzeba zrobić.
- Naprawdę? A ty nie chciałeś przypadkiem pójść na spacer z Psotką? - Zapytałem trochę zdziwiony jego propozycją, oczywiście jasne jest to, że do miasta chodzimy zazwyczaj we dwoje lub to Sorey do niego po coś idzie.
- Dla Psotki to już będzie spacer, a ja nie chcę, abyś sam tam szedł, nie wiadomo czy ktoś jeszcze nie pamięta twoje brata - To była słuszna uwaga, mój brat wiele problemów stworzył tym ludziom, a konsekwencje niestety ponoszę ja.
- Dobrze, jeśli tego chcesz, ja już jestem gotowy do wyjścia, chcesz się przebrać czy od razu idziemy?
- Idziemy - Kiwnąłem głową, wyruszając w drogę do miasta, gdzie wybór roślin był naprawdę spory, różne kolory, kształty i jak tu się zdecydować?
Pan ogrodnik, widząc, że nie mogę się zdecydować, pomógł mi, wybrać najładniejsze cebulki roślin zapewniając, że to dobry wybór, jak dobrze, że jest tu ktoś tak profesjonalny, jak on.
- Ile płacę? - Zwróciłem się do sprzedawcy, mając już wszystko to, co było mi potrzebne.
- Dla tak miłego i słodkiego młodzieńca jestem w stanie spuścić cenę - To było całkiem miłe, co prawda nie powinien tak do mnie mówić, mam męża i zdecydowanie nie w głowie mi takie rzeczy, miłe natomiast było to, że chciał mi spuścić z ceny, zawsze lepiej zapłacić mniej niż więcej.
- Nie pomyliłeś się przypadkiem? To mój mąż, nie pozwalaj sobie - Sorey od razu stanął przede mną zły na mężczyznę, kładąc mu na blacie pieniądze, chwytając moją dłoń, ciągnąc mnie w stronę domu, dłoń trzymając trochę za mocno, co przyznam, trochę mnie bolało.
Wściekły wręcz wepchnął mnie do domu, gdy tylko się tam znaleźliśmy, rzucając mi spojrzenie, którego trochę się wystraszyłem, co w nie wstąpiło?
- Co to miało być? - Syknął, podchodząc do mnie bliżej, chwytając mnie za podbródek.
- A co miało być? Nic nie zrobiłem - Odpowiedziałem, chwytając jego rękę, chcąc uwolnić swój podbródek z jego uścisku..

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz