Nie podobało mi się to, że Haru stawiał mi jakieś warunki. Zazwyczaj to ja byłem tym, który stawiał warunki, to mnie się słuchano, i było tak, jak ja chciałem. Haru w tych kwestiach wielokrotnie mi ulegał. Teraz był pierwszy raz, kiedy to Haru był aż tak uparty i nie chciał odpuścić. Ja nawet już trochę odpuściłem, chcąc zgodzić się na ten jeden, góra dwa tygodnie, a on dalej nie. Uparciuch. Przecież o nigdy nie był aż tak uparty, tak więc co się takiego wydarzyło, że nagle aż tak mu się to odmieniło i wzmocniło?
- Przecież za te kilka tygodni moje żebra będą w o wiele lepszym stanie, niż są teraz. Nie będę pewnie jeszcze mógł robić wszystkiego, i może mnie coś boleć, ale będę bardziej ruchliwy, niż teraz. A jak coś będzie boleć, to wypiję zioła – dalej próbowałem go przekonać do tego, by żadnego przesuwania terminu nie doszło. Albo żeby nie było ono jakoś bardzo drastyczne.
- Nawet jak już będą w lepszym stanie, to dopóki się nie zrosną one całkowicie, będą boleć. A nie chcę, byś w najważniejszym dla ciebie, i mnie dniu cierpiał. Chciałbym, byś się bawił. Cieszył. Tańczył. Ze złamanymi żebrami nie jest to możliwe – wyznał, chwytając moją dłoń i gładząc kciukiem jej wierzch.
- Skoro ze złamanymi żebrami znalazłem cię w ciemnym lesie, to tańczenie nie wydaje się być jakieś złe – odbiłem piłeczkę, chcąc mu też przedstawić swoje racje.
- Mhm, a później złamanie się odnowi i znów dwa miesiące będziesz musiał leżeć, a tego raczej nie chcesz.
Miał rację, nie chciałem leżeć po naszym ślubie dwa tygodnie. W moich planach po ślubie, mieliśmy jechać nad morze i spędzić tam tyle czasu, że serdecznie będziemy mieć dosyć słonej, morskiej wody. Chyba te plany są aktualne, nawet pomimo tego, że Haru miał aktualnie mały, włochaty problem. Skoro nigdy nad morzem nie był, to wręcz muszę go tam zabrać. Zresztą, i ja sam z chęcią spędziłbym czas na plaży, bo w morzu raczej nie popływam, nawet gdybym bardzo chciał. Uniemożliwia mi to brak pewnej niezwykle ważnej do tego umiejętności.
- Mogę się zgodzić na absolutne minimum – mruknąłem, patrząc przed siebie. On to chyba chce mi na złość zrobić tym przełożeniem ślubu. Przecież mu mówiłem, że nic mi nie jest i do pory ślubu na pewno wszystko się tam zrośnie tak, jak być powinno. W ogóle nie powinienem iść na jakiekolwiek kompromisy, tylko twardo stać przy swoim. Co ten człowiek ze mną wyczynia, to ja nie mam pojęcia.
- Absolutne minimum to te trzy tygodnie, chociaż i tak uważam, że to za mało – a on dalej uparcie trzymał się swego.
- Okrutny jesteś. I okropny – burknąłem wiedząc, że nie mogę zrobić nic innego, jak tylko zgodzić się na jego warunki. Ale może być pewien, że zemszczę się na nim w momencie, w którym się tego najmniej spodziewa. Muszę tylko poczekać na odpowiedni moment.
- Czyli to znaczy, że się zgadzasz? – spytał z niedowierzaniem, a jego kąciki uniosły się w lekkim uśmiechu.
- A mam jakieś inne wyjście? – bąknąłem cicho, bardzo niezadowolony z takiego obrotu spraw.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz