Musiałem przyznać przed sobą samym, kompletnie nie pamiętałem tego momentu, w którym mu tę obrożę założyłem, no ale jemu tego nie mówiłem, by go nie martwić. Ostatnio w ogóle jakiś taki dziwny byłem. Ciężko było mi skupić na czymś konkretnym myśli. A moja pamięć? Cóż, moja pamięć w ostatnim czasie jest bardziej dziurawa niż nie jeden ser. Nie pamiętałem nic, co robiłem przed drzemką. Ale skoro Mikleo mi powiedział, że to ja ją mu założyłem... no to to musi być prawda. Mikleo nigdy by mnie nie okłamał. Nie wiem tylko, dlaczego to zrobiłem. Ale pomysł miałem świetny, bo mój Miki wyglądał naprawdę seksownie. Aż chciało się go chwycić za tę obrożę, i przyciągnąć blisko siebie, i ucałować te słodkie, mięciutkie usta...
Zamiast na jego kuszącym ciele skupiłem się tylko i wyłącznie na gorącej czekoladzie. I zwierzakach. Kiedy tylko zacząłem się krzątać w kuchni, one się magicznie pojawiły. Kociaki wysoko, by Psotka ich nie zaczepiła, a psinka kręciła mi się pod nogami. Jak dobrze, że ją wtedy wziąłem ze sobą, i że wytrzymałem gniew Mikleo i całą tę jego złość, no bo z nią życie codzienne takie przyjemne jest. Takie to drobniutkie i kochane, że od razu się uśmiech na ustach pojawia. Bez pieska to ja jednak nie potrafię funkcjonować, musi taki mały bajtel po domu i podwórku biegać. No i na wyprawę pieska się zawsze weźmie. Ja i tak latać nie lubię, więc problemu z tym nie będzie, jak gdzieś się udamy. A jak będzie trzeba, to ją na ręce chwilowo wezmę. Ostatnio nieźle to zniosła. Przyzwyczai się ją jakoś, jestem tego pewien.
Tak więc przygotowałem nam czekoladę, zwierzakom jedzenie i udałem się na górę z czekoladą. Mikleo już podniósł się do siadu. I zdjął obrożę. A wielka szkoda, wyglądał w niej cudownie... może jeszcze kiedyś uda mi się go przekonać, by ją założył. Na przykład do jakiejś sukienki. Tylko... ta obroża nie pasuje do żadnej sukienki. Wszystkie jego kreacje są raczej w takich niebieskich odcieniach, no i ta balowa suknia jest fioletowa, i suknia ślubna oczywiście biała. Czerwony do niebieskiego? Nie wydaje mi się. Nie do takiego niebieskiego, jakie my mamy. Do fioletowego tym bardziej. Do białego by pasował... ale do sukni ślubnej? Wychodzi więc na to, że albo do mojej koszuli ją założy, albo będę musiał mu coś do tego kupić. Może coś złotego? Albo właśnie czerwonego? Nie sądziłem, że Mikiemu będzie dobrze w czerwonym, ale jak tak na niego patrzę, to chyba jednak mu pasuje. Cudownie wygląda, wbrew wszelkim pozorom.
- Proszę bardzo, gorąca czekolada dla mojej słodkiej Owieczki – odezwałem się z uśmiechem na ustach i podałem mu kubek z gorącym napojem.
- Dziękuję – przyznał, przyglądając mi się z uwagą. – Sorey? Jak się czujesz? – spytał niepewnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Czemu tak mi się przygląda? W końcu, wyglądałem całkiem normalnie, z tego co widziałem w lustrze. Troszkę tylko te włosy w takim strasznym nieładzie były, ale to świeżo po spaniu, miały prawo wyglądać tak, jak wyglądały.
- Ja? Całkiem nieźle – zacząłem niby to beztrosko, nie chcąc się przyznawać, że coś się ze mną dzieje. Bo tak właściwie, to nie czułem z tego powodu niepokoju. To takie trochę dziwne było, ale też jednocześnie czułem, jakby to było naturalne i że nie muszę się niczym przejmować. No i się nie przyjmuję, tylko żyję dalej, traktując moją Owieczkę najlepiej pod słońcem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz