niedziela, 19 maja 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Właśnie, chodziło mi o to, że nic nie zrobił. A powinien. Powinien jakkolwiek zareagować, powiedzieć mu nie, dać mu do zrozumienia, że już z kimś jest w związku, i to w takim bardziej poważnym związku, a on – nic. Co więcej, miałem wrażenie, że mu się to spodobało. Dobrze, że jednak z nim poszedłem, bo kto wie, jak to się mogło skończyć. I nie chodzi mi o to, że Miki mógłby z nim zacząć kręcić, bardziej mi chodzi o to, że ten facet mógłby posunąć się dalej i gdyby dostrzegł, że Mikleo się to podobało, kontynuowałby dalej i kto wie, na czym by się to skończyło. A może Miki chciał usłyszeć od niego komplementy? Dałem mu za mało atencji wczoraj? To przez to, że mu odmówiłem seksu? On jest naprawdę niemożliwym aniołkiem. Chwila nieuwagi i on od razu szuka jej gdzie indziej.
- A powinieneś coś zrobić. Jak chociażby powiedzieć, że masz męża – odpowiedziałem, patrząc na niego zły. Nie lubiłem, kiedy inni zwracali na niego taki rodzaj uwagi. I kiedy on im na to pozwalał. Mikleo był mój, w każdym znaczeniu tego słowa. I ewidentnie o tym zapomniał. Jeden dzień poświęciłem sobie na odpoczynek, i zregenerowanie sił, i już zapomina, kto tu jest jego panem. Tak być nie może, muszę przypilnować, by doskonale o tym pamiętał, i to już na zawsze. 
- Przecież nic złego nie miał na myśli – zaczął Mikleo, oczywiście jak zwykle nie widząc nic złego w tym, że tak się do niego odzywano. On naprawdę nie rozumie, czy robi to wszystko specjalnie, by mnie zdenerwować?
- Tylko ja cię mogę komplementować. I nikt inny – wycedziłem trochę zły na niego. Wiedział o tym doskonale przecież. Zna mnie tyle czasu, więc świadom tego musiał być, nigdy tego nie ukrywałem, nawet nie potrafiłem tego ukrywać. Nie wiem, skąd się we mnie wzięła ta silna zazdrość, która była ze mną tutaj od... w sumie, to od zawsze. Wróciłem tu i ta zazdrość cały czas ze mną była. Może tak naprawdę nigdy mnie nie opuściła? Ciężko było mi to stwierdzić, kiedy nie pamiętało się swojego poprzedniego życia. – Ma to mi być ostatni raz – dodałem, w końcu go puszczając i idąc do kuchni, by zająć się czymś innym. Byłem strasznie podminowany, i zdenerwowany, i tylko resztki samokontroli dzieliły mnie od tego, by nie wziąć go tu i teraz na ścianie, by mu pokazać, że jest tylko i wyłącznie mój, no ale to byłoby za dużo. I chyba nie do końca dla Mikleo fajne. Mój przekaz był jasny, i teraz miałem tylko nadzieję, że się już dostosuje i więcej nie będzie się w ten sposób zachowywał. 
Wściekły jak osa skupiłem się na przygotowywaniu jedzenia dla Psotki, starając się powoli uspokoić. Może go za mało komplementowałem? Ale czy ja go komplementuje za mało? Nie wydaje mi się. Zawsze mówię mu miłe słowo. I to dużo miłych słów. A może on tak specjalnie...? Nie no, taki to on nie jest. Nie wiem, co się tam wydarzyło, ale już więcej nie pozwolę mu na takie samotne spacery do miasta. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz