Każdy mój następny dzień wyglądał podobnie do poprzedniego. Budziłem się, chciałem się trochę przejść na co Haru pozwalał mi tylko pod warunkiem, że szedłem do łazienki, po czym wracałem, starałem się wytrzymać z bólu, Haru robił mi zioła i szedłem spać. I tak w kółko. Czasem dochodziły posiłki, o które specjalnie często nie prosiłem, nie mając zwyczajnie na nie ochoty, bo za bardzo bolało, ani też nie chciałem, by mój narzeczony tak często mnie karmił. Musiał mnie zarówno karmić, jak i poić ziołami, bo sam nie byłem w stanie utrzymać naczyń w dłoniach. Byłem w stanie utrzymać książkę, ale na to mi nie pozwalał mówiąc, że mam leżeć, a tym zajmę się potem. Ależ on irytujący był.
Dni trochę zalewały mi się w jeden, i traciłem przez to poczucie czasu. Nie zauważyłem, by Haru jednak od tamtej feralnej nocy się przemienił. Zawsze był obok mnie w nocy, kiedy przebudzałem się, dręczony bólem czy nawet niepokojem związanym z tym, że może mi nagle zniknąć. Za to jeszcze nigdy nie widziałem go aż tak szczęśliwego, kiedy prosiłem go o załatwianie jakichś spraw na mieście. Widać było, że siedzenie w domu mu nie służy, i mówiłem mu, wróć do pracy, no ale przecież gdyby chciał, to by wrócił, a tu mu ze mną dobrze. Uwierzyłbym w to chyba, gdybym był głupi, albo ślepy.
Pewnego dnia, kiedy leżałem na łóżku podirytowany tym, że nic nie mogę robić, do środka weszła służąca z wiadomością, że przyszedł medyk. Trochę mnie ta informacja zaskoczyła. Medyk miał do mnie przyjść? Nie kojarzyłem tego. Właściwie, to niewiele pamiętam z mojej wizyty u niego. Jedyne co, to to, że już chciałem wracać do domu, by szukać Haru. Możliwe, że zgodziłem się na coś, na co się zgadzać nie powinienem...? W sumie, to nawet się dobrze złożyło. Może jak mój narzeczony usłyszy, że wszystko jest dobrze, da mi więcej swobody. I w końcu będę mógł robić rzeczy, nawet te najprostsze.
– Niech wejdzie – zarządziłem, podnosząc się do siadu. Gdybym wiedział, że przyjdzie medyk, ogarnąłbym się wcześniej. Włosy poczesał. Cokolwiek. Wiem, że wyglądałem paskudnie, Haru mi to uświadomił jakiś czas temu, ale może by mi się tak udało poprawić co nieco, by się lepiej prezentować.
– Może jego posłuchasz – mruknął Haru, cicho wzdychając.
– Raczej ty masz słuchać jego, bo na pewno powie, że jest ze mną wszystko dobrze – odpowiedziałem, pewien swego.
Medyk wszedł do środka, poprosił o rozpięcie koszuli, i zajął się badaniem moich żeber. Coś tam sobie pomruczał pod nosem, co nie brzmiało jakoś bardzo zachęcająco. Zerknął jeszcze na tył mojej głowy, obejrzał ramię, w które Haru wbił pazury, i po tym kazał mi się położyć. Zaczął macać moje żebra, co nie było jakieś miłe, ale najgorsze było, jak jedno z nich nastawiał. To było tak nagłe, i tak bolesne, że z ust sam wyrwał mi się okrzyk bólu.
– Po tym powinno być panu lepiej. Co pan robił, że jedno z żeber się przemieściło? – spytał, patrząc na mnie z uwagą.
Co to mogło spowodować? Pogoń za Haru? Wejście na konia, i to jeszcze całkiem dużego, mogło trochę naruszyć te moje żebra. Albo może to, jak Haru przewrócił mnie na ziemię? To też było dosyć bolesne. A może i jedno, i drugie.
– Nic takiego, leżałem grzecznie – mruknąłem, nie chcąc się oczywiście przyznawać.
– Rozumiem. Proszę się więc oszczędzać, i to tak bardzo oszczędzać, bo przez niby takie spokojne leżenie okres pańskiej rekonwalescencji wydłużył się właśnie o kolejne dwa tygodnie. Zalecałbym nawet przedłużenie o trzy, ale coś czuję, że na to pan nigdy nie pójdzie. Do widzenia, przyjdę za tydzień sprawdzić, jak się pan czuje – odpowiedział, opuszczając pokój. Dwa, albo i nawet trzy tygodnie... nie ma opcji. Byłem gotowy na spędzenie sześciu tygodni w łóżku, zostały mi jeszcze pięć, a on mi dodaje kolejne dwa. Nie zgadzam się na to.
– Ślubu nie przekładamy – mruknąłem posępnie, dostrzegając spojrzenie Haru, już doskonale wiedząc, co mu tam w głowie siedzi.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz