Ja chory? Jemu coś się chyba w głowie poprzewracało. To nie ja jestem chory, to chyba on jest chory, skoro chce we mnie wzbudzić zazdrość, i to oczywiście wszystko specjalnie. I jeszcze udaje, że nic złego nie zrobił. Najlepiej, wszystko zrzucić na mnie, bo ja tu najgorszy jestem, daję mu za mało atencji, której musi szukać gdzie indziej. Daję mu wszystko, co tylko dać mogę, a jemu jeszcze za mało jest. Strasznie łakoma z niego Owieczka, nie sądziłem, że on aż tyle potrzebuje, myślałem, że to ja potrzebuje go dużo, ale jego ciągła potrzeba atencji mnie przerosła.
- Jeżeli ktoś tu jest chory, to chyba ty, flirtując sobie z tym typem – burknąłem, zły dokładnie o to. Gdyby się mnie słuchał, i postępował tak, jak go o to poprosiłem, to nie miałbym żadnego problemu. Co ma ten typ, czego nie mam ja? Zastanówmy się.
Po pierwsze, Ren jest człowiekiem. Niby nic takiego, ponieważ to aniołowie są pod wieloma względami lepszymi od ludzi, są bardziej wytrzymali, dłużej żyją, wyglądają wiecznie młodo, przynajmniej większość z nich, no ale jednak coś musi Mikleo do nich ciągnąć, skoro teraz on, a wcześniej ja... muszę się w końcu doprowadzić na skraj śmierci, by się tym człowiekiem na powrót stać, i by się za takowymi nie oglądał. No i też był starszy, ale to akurat mogę powiedzieć o niemalże każdym człowieku, nawet Misaki jest starsza ode mnie. Na ten czynnik w ogóle nie powinienem więc zwracać uwagi, bo to nie to. A może jednak to?
- Nie było żadnego flirtu, tylko mu pomachałem – odpowiedział, jakby myślał, że mu uwierzę. Ja już doskonale wiedziałem, że tam za tym z pozoru uprzejmym machaniem kryło się coś więcej, i to nie ze strony Mikleo, a ze strony Rena. Im dłużej obserwuję tą ich znajomość, tym bardziej mi się ona nie podoba. Czemu Mikleo nie może sobie znaleźć znajomych, którzy nie są nim zainteresowani w ten sposób? To chyba nie jest aż takie trudne.
- Skoro tak bardzo się za innymi oglądasz, to może nigdy nie powinienem był tu do ciebie wracać, tylko zostać w niebie, nie niszczyłbym ci zabawy – bąknąłem, bardzo mocno na niego zezłoszczony. Już nie mam pojęcia, jak ja mam się do niego zwracać. Wydawało mi się, że zwracam się do niego bardzo jasno. Jaśniej już chyba się nie da do niego zwracać.
- Wiesz co, zastanowiłbyś się czasem nad tym, co mówisz – odpowiedział równie zły, po czym wstał od stołu i wyszedł z domu. W pierwszym momencie chciałem za nim pójść, i go powstrzymać, ale się powtrzymałem. I tak było już za późno. A zresztą, niech idzie, pewnie do tego Rena idzie, ale jak tylko wróci... to nie chcę być w jego skórze. Mam jego zachowania naprawdę dosyć. Od wczoraj dziwnie się zachowywał, i ja nie mam pojęcia, dlaczego. Może ostatnio na za wiele mu pozwalałem? Za mało mu pokazywałem, że to mnie się tu należy słuchać. Albo... sam nie wiem, chyba powinienem się zdrzemnąć, bo coś mnie tak głowa boli. Tak, drzemka dobrze mi zrobi. A później pomyślę, co zrobić z Mikleo.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz