Z przerażeniem z ukrycia wpatrywałem się w Haru, nie będąc pewien, czy to on, czy jednak już tylko bestia. Nie zaatakował jednak strażników, mimo, że byłem święcie przekonany, że zaraz ich wnętrzności rozsmaruje po pobliskich drzewach; zrobiłby to w jakieś kilka sekund, a zamiast tego uciekł. Więc jakąś kontrolę nad sobą ma. Jako, że mężczyźni, byli pozbawieni jednej broni, a wilkołak uciekł w głębiej w las, postanowili zawrócić, i podwoić nocne patrole, jeżeli dobrze usłyszałem. I na szczęście mnie nie zauważyli. Dlatego więc wróciłem do swojego wierzchowca, który nerwowo dreptał w miejscu, zaniepokojony obecnością bestii. Gdyby Haru się na mnie rzucił, Ignis na pewno by się na niego rzucił, a tego bardzo bym nie chciał. Kopyta takiego ogiera pociągowego mogłyby mu czaszkę rozkruszyć.
- Nie masz o co się martwić – powiedziałem łagodnie do konia, klepiąc go po szyi. – Chodźmy – dodałem, wsiadając na niego.
Środki przeciwbólowe powoli przestawały działać, ale się tym nie przejmowałem. Mimo tego zacisnąłem zęby i skierowałem konia za śladami Haru, które były dość oczywiste, bo zostawił za sobą mały chaos. Dobrze, że strażnicy postanowili zawrócić, bo szybko by go odnaleźli po tych śladach. Jako, że drogę miałem wręcz oczyszczoną, mogłem trochę pospieszyć konia, by znaleźć Haru jak najszybciej. I jeżeli będzie trzeba, to go zabiorę do rezydencji już takiego przemienionego. Tam go nikt nie znajdzie.
W końcu udało mi się go znaleźć. Zatrzymał się nad jeziorem, zwinął się w kłębek pod drzewami, chyba wpatrując się w swoje odbicie w spokojnej tafli jeziora. Ostrożnie, uważając na swoje żebra, zszedłem z wierzchowca, każąc mu zostać. Nie bałem się tego, że gdzieś mi ucieknie, to nie był ten typ konia.
- Haru? – odezwałem się cicho, ostrożnie do niego podchodząc. Zero reakcji. Nawet nie poruszył uszami. Nie wiem, czy to dobry znak, czy nie. – Nie musisz się przejmować strażnikami. Wrócili do miasta – dodałem, siadając niedaleko niego, opierając się o drzewo. Siadając, syknąłem cicho z bólu, ponieważ odezwały się moje żebra. To spowodowało, że Haru odwrócił łeb w moją stronę, co na początku trochę mnie przeraziło, gdyż przez sekundę miałem wrażenie, że się na mnie rzuci. Jego pysk nie zdradzał żadnych emocji. Dopiero po oczach dostrzegłem, że po prostu się o mnie martwi. Będę musiał się tego nauczyć. – To nic takiego, tylko trochę poobijany jestem – wyjaśniłem, przyglądając się mu z uwagą. Nie będę mu przecież mówił, że mam połamane żebra.
Haru przyglądał mi się jeszcze przez chwilę, aż w końcu powoli przybliżył się do mnie i położył ten paskudny łeb na moich udach, cicho wzdychając. Niepewnie wyciągnąłem rękę i zacząłem go głaskać. Jego sierść ani trochę nie przypominała jego włosów, poza może kolorem; była szorstka, nieprzyjemna w dotyku, ale pomimo tego dalej go głaskałem czując, że to go uspokaja. Widziałem, że jego mięśnie się rozluźniają, oddech się uspokaja i staje się jakiś taki bardziej swobodny. Może jak się uspokoi, to wtedy wróci jego ludzka forma? Nie wiem jeszcze, jak to działa. Jak tylko wrócimy do rezydencji, będę musiał dowiedzieć jak najwięcej o jego przypadłości. O ile wróci do bycia sobą... musi wrócić. Teraz wygląda zbyt paskudnie i przerażająco. I w dodatku śmierdzi psem.
Myśli te jednak zachowałem dla siebie i w ciszy gładziłem go po łbie. Kiedy jednak tak leżałem, i go głaskałem, coraz bardziej czułem się zmęczony, i powieki były coraz cięższe, więc w pewnym momencie były tak ciężkie, że już ich nie otworzyłem, chyba w końcu zasypiając.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz