Więc wychodzi na to, że nie dowiedział się niczego takiego, czego ja bym się wcześniej nie dowiedział. No ależ po co mnie słuchać, skoro i tak musi postawić na swoim? Tylko stracił czas. Cóż, on stracił, ja go trochę zyskałem, mogąc się odrobinkę poruszać, no ale i tak niewiele zrobiłem. I nie zrobię, bo przecież Haru będzie mnie pilnował, bym za bardzo się nie ruszał. Oby tylko nie kazał mi te sześć tygodni leżeć w łóżku, bo zwariuję. On nie leżał, jak te żebra tylko trochę się mu podgoiły, to wychodził do ogrodu. I ja też będę, niech sobie nie myśli, że nie. Nawet będę musiał, bo będę musiał pilnować tych wszystkich dostaw, rozstawiania namiotów, dywanu, kwiatów, no i też stroje, trzeba będzie przymierzyć stroje. Trzeba w ogóle jeszcze zobaczyć, czy wszystko z nimi w porządku. Miałem to zrobić w tym tygodniu, i bym to nawet uczynił, ale Haru mnie nie puści. Będzie więc on to musiał sprawdzić. Normalnie bym go w to nie mieszał, bo na jego głowie było jedzenie i dekoracje, ja się miałem zająć całą resztą, no ale chyba nie będę miał wyjścia.
- Może odwiedzenie twojej rezydencji da nam jakieś odpowiedzi. Albo nakieruje chociaż na kogoś z rodziny ze strony twojego taty. Cały ród nie mógł tak po prostu sobie zniknąć – odparłem, wracając do czytania, chociaż muszę przyznać, ten ból coraz mocniej mi dokuczał, a skoro ból mi dokuczał, to i trudniej było mi się skupić na tekście. I zamiast czytać jedno zdanie raz, musiałem czytać je razy trzy, by coś do mnie dotarło. Gdybym tylko trochę się ruszał, piłbym te zioła, ale usypiają mnie one okropnie, a im rzadziej je piłem, tym to silniejsze to było działanie usypiające.
- To nie jest moja rezydencja. I nigdy nie była. Teraz to nawet nie jest rezydencja mojej rodziny, tylko czyjaś i tak sobie do niej wejść nie możemy. Nie wspominając o tym, że masz tu leżeć i odpoczywać – na jego ostatnie zdanie posłałem mu tylko pełne oburzenia spojrzenie. On jest okropny. I okrutny. Dobrze wie, że dałbym radę zarówno wkupić nam wejście do tego budynku, jak i pójść tam o własnych siłach, posiłkując się ziołami. – A tobie już wystarczy tego czytania.
- Jeszcze nie skończyłem – mruknąłem, wracając wzrokiem do książki.
- Zauważyłem. Od dziesięciu minut jesteś na tej samej stronie. Wygląda na to, że nie możesz się skupić. Zaraz przygotuję ci zioła i idziemy spać – zdecydował, wyciągając książkę z moich rąk. Nie miałem nawet siły, by zacisnąć palce na okładce, czułem się naprawdę słabo.
- Ale położysz się ze mną, prawda? – zapytałem, nie chcąc spać samemu. Nawet jak ma mnie przygnieść łapą, albo jakoś naruszyć moje żebra, chcę, by tu obok leżał. Najlepiej to w ogóle by było, gdyby się do mnie jakoś przytulił, bo przecież było to możliwe, rano był do mnie przytulony, może nie jakoś mocno, ale ręka na brzuchu i policzek przy ramieniu był wystarczający.
- Nie mogę ci powiedzieć nie, prawda? – zapytał, odkładając książkę i papiery na bok.
- Możesz. Ale jak odkryję w nocy, że śpisz w innym pokoju, i tak tam do ciebie przyjdę. I jak mi uciekniesz do lasu, też cię znajdę i przyprowadzę do domu – zagroziłem mu, patrząc na niego z uwagą. Mówiłem oczywiście całkowicie poważnie, tak więc niech lepiej się nigdzie nie wybiera, bo się ode mnie nie uwolni.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz