sobota, 25 maja 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Słysząc jego słowa od razu podniosłem się do siadu. Skoro mój Miki chciał wstać, i się przejść, no to wstajemy i się przechodzimy. Nie są bardzo miałem ochotę na wstawanie z łóżka, ale jeszcze mniej miałem ochotę na puszczanie Mikleo samego, nawet jak miałem go puścić po naszej sypialni. A co, jeżeli upadnie? Albo wyjrzy przez okno, i zwróci uwagę na naszego sąsiada? O nie, nie, nie, to ja wolę już wstać i się przejść. W końcu, przejdziemy się i wtedy znów wrócimy do miękkiego łóżka. Albo on wróci, a ja zrobię mu gorącą herbatę, by go to gardziołko tak nie bolało. Albo gorącą czekoladę. I to gorące, i to, więc powinno pomóc tak samo. 
– Już ci pomagam – powiedziałem energicznie, już gotów mu pomóc. – Chodź, trochę się przejdziemy, tak, jak chciałeś – poprosiłem, wyciągając rękę w jego stronę. 
– Dziękuję – wyznał cicho, chwytając ją i podnosząc się z łóżka. 
Tak jak chciał, zaczęliśmy spacer. Bardzo powolny spacer. Widziałem, jak mój mąż zaciska zęby z bólu, podgryza dolną wargę, ale nie narzekał. Chyba tak odrobinkę przesadziłem. I nawet nie wiem, co robiłem. Chyba było Mikleo dobrze, biorąc pod uwagę jego zdarte gardło, oraz to, że po prostu na mnie nie narzeka, no ale te syknięcia bólu, sine nadgarstki... Nie mogę na nie patrzeć. Patrzenie na niego sprawia, że czuję wielkie wyrzuty sumienia. Czemu moje dojrzewanie sprawia Mikleo ból? Czemu nie może to sprawiać bólu mnie? Będę musiał jakoś uleczyć jego ciało, chociaż jego sine nadgarstki. Nie jestem jakimś ekspertem w leczeniu, mój żywioł nie jest do tego najlepszy, ale coś tam uleczyć mogłem. I miałem nadzieję, że tym razem także mi się uda. 
Po szybkim kółeczku wróciliśmy na łóżko, na które Mikleo usiadł z delikatnym skrzywieniem na twarzy. Tyłek też go bolał. Chociaż, to akurat było do przewidzenia, że skoro go gardło bolało, to taki tyłek tym bardziej. Na to jednak niewiele mogę poradzić, co najwyżej mogę mu pod tyłek poduszkę podłożyć. 
– Wyciągnij ręce – poprosiłem, co Mikleo uczynił, z delikatną dekoncentracją na twarzy. Złapałem delikatnie za jego nadgarstki, gdzie były tak obdarte, że aż sine, i uwolniłem swoją moc. Trwaliśmy w takiej pozycji przez kilka minut, nim w końcu stały się normalne. – Proszę. Chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić – odparłem, chwytając jedną z jego dłoni i składając na jej wierzchu delikatny pocałunek. I czy mi się wydaje, czy ta jego skóra jakaś taka trochę ciepła była? Oby tylko mój mąż nie był chory. Nie może być chory, zima się zbliża, nie dam rady w niej egzystować bez niego, to przecież dla mnie jest niemożliwe. 
– Dziękuję – odpowiedział tym swoim zniszczonym głosikiem. Naprawdę mi się go szkoda zrobiło... no ale musiał robić coś naprawdę dziwnego z tym sąsiadem, skoro aż tak zareagowałem. Bo chyba nie byłbym taki okropny bez powodu, prawda? 
– Połóż się, a ja przygotuję ci herbatę na gardło – dodałem, całując go w nos, i znów zniknąłem na dole, by przygotować mu ów napój z nadzieją, że trochę mu pomoże i ulży w bólu. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz