Nie było mowy, że ja się zgodzę na to, by tam wychodził, nie, kiedy jest tam ten facet. Znów będzie chciał mi zrobić na złość i będzie sobie z nim flirtował. Już wczoraj mi przyznał, że lubi mnie drażnić, a ja szczerze tego nie cierpiałem. I nie ma mowy, że dzisiaj także będzie mnie drażnić. Nie po to dawałem mu karę, by znów ponawiał te błędy. A przecież mu mówiłem, że co mi się nie podoba i na co ma uważać. Mówię niewyraźnie, niezrozumiale? Wczoraj też miał problem ze zrozumieniem jasnego polecenia. Może więc to problem jest w nim? Coś innego zajmuje jego myśli. A może ktoś. Jak na przykład dziwny sąsiad, który w tym momencie znajdował się w ogrodzie.
- Nie ma mowy – odezwałem się, puszczając go w końcu. Nawet wyspać się nie mogę, bo zaraz ta krnąbrna Owieczka coś będzie głupiego planować.
- Ale muszę dokończyć pracę w ogrodzie – zaczął, na co nie mogłem się zgodzić.
- To sobie popracujesz, kiedy sąsiada na ogródku nie będzie. Zresztą, wczoraj siedziałeś kilka godzin, i jeszcze nie skończyłeś? Brzmi to na próbę spotkania się z nim – wyznałem, nie mając zamiaru się na to godzić. Może, gdybym wyszedł tam z nim, jeszcze bym się zgodził, ale nie miałem na to najmniejszej ochoty. Pomimo słońca czułem w kościach, że jest zimno. A już przynajmniej zimno dla mnie.
- Ale... – zaczął, pewnie dalej chcąc mnie przekonać, co oczywiście mu się nie uda, dlatego szybko mu przerwałem, by już się nie produkował.
- Skończyłem dyskusję – powiedziałem dobitnie, zostawiając go w salonie. A niech tylko usłyszę, że pomimo moich słów wychodzi na dwór... oj, nie chciałbym być wtedy w jego skórze. Chyba go następnym razem przywiążę do łóżka, by wiedział, że nie żartuję. Może wtedy w końcu do niego coś dotrze.
Skierowałem się do kuchni, musząc się uspokoić, i przede wszystkim napić się kawy. Bez kawy nie potrafię żyć, to jest chyba jedyna ludzka rzecz, której w życiu swym potrzebowałem, by potrzeby mojego ciała były zaspokojone. No i seks, seksu też potrzebowałem. Chociaż, czy to było takie czysto ludzkie? Nie wydaje mi się, jakby się tak nad tym bardziej zastanowić. W końcu, seks to nie tylko przyjemność, anioły skądś się muszą brać, nie wszyscy przecież tak jak ja uciekają z nieba i odradzają się tu na ziemi w jakiś dziwny, magiczny sposób. Tak więc nie jest to taka czysto ludzka potrzeba.
Czekając, jak zagotuje mi się woda na moją kawusię cudowną, zabrałem się za przygotowanie jedzenia zwierzakom. Miseczki miały puste, więc Miki im nawet nic nie podał, a już chciał na dwór wychodzić... pospieszany przez miauczenia kotów oraz piszczenie Psotki dałem im jedzenie, w końcu mogąc się cieszyć ciszą. Akurat jak to zrobiłem, mogłem w końcu sobie przygotować kawę. Z gorącym kubkiem zasiadłem do stołu, mogąc się cieszyć tymże cudownym napojem. I mój Panie, jakie to było dobre... pomimo, że wolałem słodkie rzeczy, gorycz kawy absolutnie mi nie przeszkadzała. Nie wiem, jak inni mogą się bez tego obywać. Przecież to niemożliwe.
- Sorey, ja... możemy jeszcze raz porozmawiać? – usłyszałem za sobą niepewny głos Mikleo.
- A o czym chcesz rozmawiać? – spytałem łagodnie, trochę go nie rozumiejąc.
- O wyjściu do ogrodu. Chciałbym dokończyć prace – wyznał, czego jeszcze bardziej nie rozumiałem.
- No to wyjdź, w czym problem? Ładna pogoda jest, nie ma co siedzieć w domu. Chociaż dla mnie jest tam za zimno – odparłem, odwracając głowę w jego stronę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz