Z chęcią zająłem się tym słodziutkim maleństwem, ciesząc się jej wesołością i radością, której od dawna nie widziałem u moich dzieci. Jaki to był piękny czas, kiedy nasze dzieci były na nas otwarte, i z nami dużo czasu spędzały, i mogłem się z nimi bawić, i uczyć, a teraz? Czasem ignorują nawet moje „cześć” po powrocie ze szkoły. Ciekawe, czy teraz się będą do nas odzywać, jak już wrócą od dziadka. Pewnie nie. Ale jakoś to przeżyję, już trochę pogodziłem się, że te wspaniałe czasy już nie wrócą. Najważniejsze teraz, by po prostu nie negowali naszego zdania na każdym kroku, tym się zadowolę w stu procentach.
Mimo, że byłem zajęty moją wnuczką, z tyłu głowy miałem Mikleo. Mój mąż spokojnie sobie rozmawiał z naszą najstarszą córką, ale i tak musiałem na niego zerkać, i mieć pewność, że on tu jest obok, i że rozmawia z Misaki, a nie z kimś, kto mógłby się mu spodobać. Nie musiałem tego robić, bo przecież cały czas słyszałem, że Misaki z nim rozmawia, czasem nawet udawało mi się usłyszeć, jak Miki jej odpowiada, ale to naprawdę cichutko mówił, i niewiele, ale nawet pomimo tego po prostu musiałem go widzieć co te kilka minut. Dla mojego spokoju. I spokoju mojego dojrzewania.
Jak Mikleo mi powiedział, co to może być, staram się większą uwagę zwracać na moje działania, i jak jakieś faktycznie takie trochę niecodzienne mi się wydawało, to się starałem tak nie postępować. No ale już teraz mogłem stwierdzić, że mi to nie wychodziło, bo zanim w ogóle o tym pomyślałem, zanim docierało do mnie to, co w ogóle robiłem, ja już to zrobiłem. Chyba faktycznie nie mogłem nic z tym zrobić, tylko po prostu to przeżyć jakoś. Obym tylko Mikleo więcej nie skrzywdził... ale też miałem nadzieję, że teraz, jak i on wie, co mi jest, i na co tak bardzo reaguje, to będzie się starał nie denerwować mojego ego.
- Mała zasnęła – odezwałem się cicho z młodą na rękach, podchodząc do moich dwóch słodziaków przepięknych. To niesamowite, że Misaki jest tak podobna do Mikiego... przepięknie wyglądała. Tylko nie rozumiem, czemu takie ciemne włosy miała. Powinna mieć białe, z niebieskim podtonem, zupełnie jak jej mama. Wtedy to dosłownie odziedziczyłaby wszystko, co najlepsze.
- Dziękuję – odezwała się równie cicho Misaki i wzięła ode mnie swoją kruszynkę. Znaczy się, to nie była aż taka kruszynka, jak tak teraz ją wzięła na swoje ręce, to taka trochę się nawet spora zrobiła. Tylko w moich ramionach się taka malutka wydawała, co dziwne było, bo przecież ja jakimś dużym bykiem to nie byłem. – Nie wiem, jak ty to zrobiłeś, ja mam zawsze problem, by ją uśpić.
- Po prostu się bawiliśmy – wyznałem, wzruszając ramionami. Nie robiłem niczego takiego, czego to nie robiłem już wcześniej. – Zostaniecie na obiedzie? Jeszcze co prawda nie wiem, co na ten obiad bym przygotował, ale coś bym wymyślił. I przygotował coś w miarę zjadliwego, mam nadzieję – zaproponowałem, nie chcąc, by już poszli. Tak rzadko miałem z moimi dziećmi, że teraz nie chciałem, by już szli.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz